Dziennik Anny Andryczówny
„Chcę, żeby to, co piszę, było moje własne, żeby oddawało to, co myślę, żeby zawierało wszystko to, co ważne – nie tylko z punktu widzenia historii, ale i dla mnie samej” (k. 1v). W dzienniku od początku obecne są zwroty bezpośrednie do ukochanego Józefa, który wyruszył na front – dziennik był pisany z myślą o Hlebowiczu i do jego rąk miał trafić (Józef Hlebowicz, mieszkający w Warszawie – według zapisu autorki na k. 1r). O tym, jaki wpływ miała na Andryczównę rozłąka z Hlebowiczem, świadczy fragment: „Jestem zbyt słaba na to, żeby Tobie powiedzieć, że każda niemal kobieta poświęca kogoś z Was – żołnierzy, że powinnam być na tyle mężna i powiedzieć sobie, że zwycięstwo jest warte między innymi i Twego życia. (...) Musisz żyć!” (k. 2r).
W początkowych dniach września diarystka rozważała wyjazd z majątku, na co nie chciał zgodzić się jej „quasi-opiekun” Adam W. 5 września ostatecznie uciekła – razem z opiekunem, państwem G. z dziećmi i babcią – z Kromolic w atmosferze strachu. W okolicznych majątkach właściciele wywoływali pożary, żeby nic nie dostało się w ręce Niemców. Do Kromolic Andryczówna wróciła na początku października po nieudanej próbie dotarcia do Warszawy. Okupację niemiecką określała jako „zabory” „Z dwojga złego wolę już Niemców niż sowieckich komsomolców” (k. 23v). Po powrocie do majątku zmagała się z trudnościami finansowymi. Relację o sprawach codziennych przeplatała wiadomościami politycznymi, zasłyszanymi od ludzi, z którymi się spotykała (m.in. o bombardowaniu Warszawy, gdzie mieszkała część jej rodziny, o której nie miała wiadomości na początku wojny). Cieszyła się, że wróciła do domu, miała też pewność, że nawet jeśli zostanie wyznaczony niemiecki zarządca, nie wyrzucą jej z Kromolic. W obliczu wojny, choć nigdy nie była pobożna, zwracała się do Matki Boskiej i pokładała w niej ufność, że Polska nie przegra. Jednocześnie twierdziła, że za cenę wolności zaaprobowałaby oddanie Gdańska Niemocom. Zdawała sobie sprawę, że tematy poruszane w dzienniku mogą – w razie wykrycia zapisków przez Niemców – ściągnąć na nią wyrok śmierci. 16 maja 1940 r. Andryczówna została aresztowana i przewieziona do więzienia w Poznaniu. W jednej celi były z nią „artystki-tancerki, prostytutki, panienki z dobrych domów, stare paniusie – dewotki, kobiety ze wsi, nauczycielki” (k. 123v), dziennik prowadziła w ukryciu. Ostatni wpis – z datą 23 maja 1940 r. – przygotowany został w dniu, w którym miała opuścić Poznań i prawdopodobnie wyjechać na roboty do Niemiec.