b.t. [Postanowiłam jeszcze raz…]
Autorka opisuje swoją trudną sytuację życiową, w jakiej znalazła się po utracie pracy w 1994 r. Mieszka z rodziną na Śląsku. Pracowała w Energetyce od 1975 r., jako starszy referent ekonomiczny. Była wszystkim po trosze (referentem, księgową, sekretarką, kasjerką), ale żadnej dziedziny nie znała super dokładnie. Już wiosną 1994 r. zanosiło się na zamknięcie zakładu. Kierownictwo robiło wszystko, żeby doprowadzić do likwidacji, a zlecenia szły do ich prywatnych firm. W czerwcu dostała 3-miesięczne wypowiedzenie i od 1. października została bez pracy. Dostała odprawę, z której opłaciła rachunki, a resztę zostawiła na czarną godzinę. Zarejestrowała się w Urzędzie Pracy – zasiłek przyznano jej na 18 miesięcy. Czuła się jak żebrak, po 25 latach pracy wyciągający rękę po jałmużnę. Myślała, że szybko znajdzie nową pracę, ale przeżyła szok. Nigdzie nie chcieli jej przyjąć. Pracodawcy szukali samodzielnej księgowej lub księgowo-kadrowej, a ona nie znała księgowości komputerowej. Nie miała też żadnych znajomości. Poza tym przeszkodą był jej wiek (44 lata). Jeden z pracodawców powiedział jej wprost, że jest za stara, żeby ją uczyć. Było ciężko. Mąż na zasiłku chorobowym (po pewnym czasie przyznano mu rentę II kategorii), dwóch dorastających synów – jeden II kl. liceum, drugi na I roku Automatyki i Robotyki (zaczął już na siebie zarabiać). Teściowa miała wtedy 75 lat i oddawała część renty do wspólnej kasy. Ona zapisała się na 2-miesięczny kurs księgowości komputerowej, który nic jej nie nauczył. Potem zrobiła dłuższy, 6-miesięczny, ale to też niewiele pomogło. Mąż zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Dokuczał jej, że się do niczego nie nadaje. Zrobiła się nerwowa i zgorzkniała. Bała się, że straci autorytet u swoich synów, że nie potrafi znaleźć się w nowych czasach. Robiła, co mogła, żeby w domu nie czuć było biedy. Sobie odmawiała wszystkiego. W czerwcu 1995 r. znalazła wreszcie pracę jako pomoc księgowej. Radość jednak trwała krótko, bo pracodawca wycofał się w ostatniej chwili. Postanowiła szukać pracy jako sprzedawca, ale to też nie było łatwe w jej wieku. W październiku dostała pracę w sklepie w Zabrzu, ale musiała się zwolnić po miesiącu, bo pracodawca okazał się wulgarny i prostacki. Gdy skończył się zasiłek trzeba było jeszcze bardziej zacisnąć pasa, tym bardziej, że mąż coraz mniej dokładał się do utrzymania, wydając pieniądze na alkohol. Nauczyła się oszczędzać na wszystkim. Nie chciała robić długów, zresztą i tak nie miałaby gdzie pożyczyć. W maju 1996 r. znalazła pracę w sklepie spożywczym koło kopalni. Właściwie to sprzedawała tam głównie piwo. Musiała także dbać o czystość sklepu i podwórka. Czuła się upokorzona i poniżona. Pracowała po 10 godzin dziennie, w soboty 8 godz. Jej pracodawczyni była skąpa i z czasem coraz bardziej niezadowolona z jej pracy. W międzyczasie z teściową zaczęło się dziać coś niepokojącego, robiła dziwne rzeczy, zapominała, zrobiła się złośliwa i nieznośna. Nie mogła zostawać sama bez opieki. Mąż, syn chorej, „nie miał do tego cierpliwości”. Znowu wszystko spadło na Teresę. Musiała zwolnić się z pracy, by zająć się teściową, odtąd utrzymywali się tylko z renty staruszki. W tym czasie młodszy syn robił maturę (1997 r.), nie chciał do niej podchodzić, bo bał się, że sobie nie poradzi. Ostatecznie matka go namówiła i zdał. Na studia jednak nie poszedł, bo nie było go stać. Pracy też nie znalazł i zarejestrował się jako bezrobotny. Gdy jesienią 1997 r. teściowa zmarła, sytuacja ekonomiczna rodziny jeszcze się pogorszyła, bo zabrakło jej renty w domowym budżecie. Zaczęło brakować nawet na żywność. Wtedy dawna koleżanka namówiła Teresę na prowadzenie kiosku „Ruchu”, na zasadzie agenta sprzedaży, gdzie miała prowizję od obrotu i sama musiała opłacać ZUS i podatki. Początkowo dostała kiosk na obrzeżach miasta, gdzie obroty były małe, ale po roku (listopad 1998 r.) zaoferowano jej nowy kiosk w mieście, już bardziej dochodowy. W momencie pisania tych wspomnień, autorka pracowała w „Ruchu” już 3 lata, z różnym skutkiem. Raz jest lepiej, raz gorzej. W połowie 2001 roku zachorowała na raka. Po operacji wróciła do pracy. Musi przepracować jeszcze rok, żeby móc przejść na zasiłek przedemerytalny. Swoje opowiadanie autorka podsumowuje, że nie zrobiła żadnej kariery, ani biznesu, ale ma pracę i z tego jest zadowolona.