b.t. [Kwiecień 1959 r. …]
Autorka opowiada o swoim życiu na emigracji. Po raz pierwszy wyjechała w 1957 r. do brata, którego nie widziała, odkąd poszedł na wojnę we wrześniu 1939 r. W czasie wojny trafił do RAF i potem został w Wielkiej Brytanii. Ożenił się ze Szkotką i zamieszkali w Edynburgu. Gdy tylko była taka możliwość, zaprosił siostrę do siebie. Dla Polaków Zachód był wtedy rajem, o którym marzył w Polsce każdy. Ona mieszkała z rodzicami w Poznaniu. Będąc po studiach ekonomicznych, prowadziła drobny punkt usługowy (repasacja, naprawy, odświeżanie krawatów, itp.), który przynosił całkiem dobry dochód. Z pieniędzy tych utrzymywała rodziców, ponieważ ojciec został skreślony z listy praktykujących adwokatów i zwolniony z zespołu, w którym pracował, bez prawa do emerytury. Gdy wyjeżdżała do Anglii, rodzina zajęła się jej interesem. Musiała im obiecać, że najdalej za rok wróci.
W Szkocji zetknęła się ze środowiskiem polonijnym. W bibliotece Domu Polskiego poznała właściciela małego hotelu, który zaproponował jej pracę (sprzątanie i pomoc w kuchni). Brat nie był tym zachwycony, ponieważ uważał, że ta praca jest dla niej nieodpowiednia. Pochodzili bowiem z rodziny zamożnej, która podupadła po wojnie. Ona jednak nie chciała być ciężarem dla swojego brata (miał małe dziecko, właśnie kupił dom), chciała mieć swoje pieniądze, więc podjęła się tej pracy. Było ciężko, pracowała po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Do restauracji przychodzili głównie emigranci z Polski. Joanna słuchała ich opowieści, dowiedziała się z pierwszej ręki o losach kresowiaków, wywiezionych przez Sowietów na Syberię, o tworzeniu Armii Andersa, Polakach walczących w wojsku brytyjskim. Obserwowała stosunki i zwyczaje panujące wśród Polonii (np. salutowanie byłym dowódcom). Niektórzy odnosili się do niej nieufnie, uważali bowiem, że zza Żelaznej Kurtyny wypuszczają tylko szpiegów i agentów KGB. Poznała tam swojego przyszłego męża, Tadeusza. Zaręczyli się, a ona musiała wrócić do kraju, by dochować przyrzeczenia. Tam okazało się, że rodzice postanowili przenieść się do siostry ojca, która miała duży dom pod Poznaniem. Mieszkanie, chociaż było ich własnością musieli oddać pod kwaterunek. Udało im się jednak znaleźć młode małżeństwo, które przejęło to mieszkanie w zamian za odstępne. Jej został jeden pokój, który zajmowała do czasu ponownego wyjazdu do Szkocji. Udało jej się załatwić formalności i w 1959 r. z biletem w jedną stronę udała się w podróż do Edynburga. Powróciła do pracy w restauracji, wciągnęła tam również swojego męża. Pracowali do późna w nocy przez cały tydzień, żeby odłożyć trochę pieniędzy. Po pół roku kupili własne mieszkanie. Wzięli pożyczkę na 10 lat. Zmienili pracę, żeby być więcej w domu. Mąż pracował jako przedstawiciel firmy elektrycznej. Gdy stracił słuch, sąsiadka poradziła im, żeby sprzedali mieszkanie i kupili dom na wynajem. W okolicy był na sprzedaż duży wiktoriański dom do remontu. Znowu ciężko pracowali, żeby go wyszykować na przyjęcie gości. Po dwóch miesiącach mieli już pierwszych lokatorów – młodych policjantów. Resztę pokoi wynajęli studentom. Gdy skończył się rok akademicki, studenci wyjeżdżali. Gdy mąż stracił pracę, sąsiadka, która interesowała się ich problemami, podesłała im turystów, którzy wynajmowali pokoje latem. Interes szedł całkiem dobrze. Do pomocy ściągali rodzinę z Polski. Po 10 latach odłożyli sporą sumę. Wtedy mąż podupadł na zdrowiu (zawał serca) i trzeba było ograniczyć wynajem. Przerobili dom na 3 mieszkania i jedno sprzedali. Joanna zajęła się księgowością. Zrobiła 7-miesięczny kurs i zaczęła pracować w biurze rachunkowym. Na początku było ciężko, bardzo dużo pracowała, żeby udowodnić, że nie jest gorsza od szkockich pracowników. Gdy zbliżała się do emerytury, zapragnęła zwiedzać świat. Rodzice już nie żyli, więc do Polski rzadziej jeździli. Nie mieli dzieci. Odłożyli trochę na starość. Będąc na emeryturze (w latach 90-tych), zaczęli myśleć o powrocie do kraju, by dożyć swoich dni wśród przyjaciół, pooddychać ojczyzną, nie być obywatelem drugiej kategorii. Wahali się jednak ze względu na niestabilną sytuację w Polsce.