Dziennik wojenny, t. 4
Czwarty tom wojennych dzienników Amelii Łączyńskiej poświęcony jest przede wszystkim wydarzeniom frontowym: autorka z uwagą śledzi zajścia w Afryce i we Włoszech, z niepokojem, ale zarazem i nadzieją patrzy na załamującą się ofensywę niemiecką na wschodzie i stopniowe wycofywanie się Wehrmachtu w kierunku zachodnim. Pomimo wszystkich okropności okupacji niemieckiej nadal uważa, że najgorsze, co może przytrafić się Polsce, to zajęcie kraju przez bolszewików: „Ciężka bitwa toczy się w okolicy Winnicy. Ze strachem patrzymy na to zbliżanie się bolszewików i ich okropne odnoszenie się do Polski. Żądają najmniej granicy, powołując się na to, że plebiscyt w krajach zajętych przez nich 1939 opowiedział się za przyłączeniem tych krain do Związku Sow. My, ktorzyśmy to przeszli i musieliśmy sami głosować, wiemy dobrze, jak ten plebiscyt wyglądał” (k. 31v–32r).
Rzeczą drugorzędną w dzienniku jest sytuacja ludności cywilnej na okupowanych terenach. Jakby starając się odsunąć od siebie najbliższe tragedie, autorka jedynie mimochodem wspomina o rozstrzeliwaniach i wywózkach do obozów koncentracyjnych. Na wiosnę 1943 r., będąc przejazdem w Warszawie, jest świadkinią powstania w getcie, o którym kilkukrotnie wspomina: „Widziałam płonące Ghetto, które Niemcy zdobywają armatami, czołgami i samolotami. Garść Żydów stawia opór zaciekły. Mają broń (za rewolwer płacą podobno 150000 zł, za karabin 300000 zł), w głębokich podziemiach, korytarzach, schronach, które mieli czas pokopać sobie, zgromadzili nieprawdopodobne bogactwa i zapasy żywności, mogą teraz wytrzymać oblężenie. W ostateczności uciekają kanałami, już 2 tyg. trwa walka, a Niemcy nie odważają się wkroczyć na teren Ghetta po pierwszych nieudanych próbach” (k. 6r–6v). Wspomina także o zbrodni katyńskiej: „Sprawa Katynia i masowego mordu oficerów polskich przez bolszewików jeszcze nie przebrzmiała. Bolszewicy nie dość, że pomordowali oficerów, jeszcze innych cywilnych wydać nie chcą i żądają zmiany rządu emigracyjnego [...]” (k. 7v–8r). Jak na osobę tak silnie związaną z Ukrainą, Łączyńska zadziwiająco mało pisze o ludobójstwie na Wołyniu. Notatki o tym sprowadzają się do krótkich wzmianek, ginących w natłoku innych wydarzeń wojennych: „Pisze mi matka ze Lwowa, że Lwów przepełniony uciekinierami z Wołynia, gdzie szaleją bandy ukraińskie” (k. 15v); „Matka moja pisze ze Lwowa o ciągle grasujących bandach na Podolu i Wołyniu, którzy wyszukują dosłownie wszystkich Polaków” (k. 16v).