Dziennik: wrzesień – październik 1939
Autorka sporządza notatki prawie codziennie. Nie mogła pisać od 29 września do 9 października – przebywała wówczas na Noakowskiego w mieszkaniu znajomej.
Maluje obraz zniszczonego miasta (w szczególności Mokotowska i Lwowska ze zrujnowanymi lub płonącymi domami). Moment kapitulacji konstatuje stwierdzeniem „po co było dopuszczać do takiej dewastacji miasta”. Ważnym wątkiem dziennika jest próba ogarnięcia wojennej rzeczywistości, której grozę Samotyhowa porównuje z prozą Żeromskiego; tylko on mógł rzeczy tak okrutne w szczegółach umieścić w swoich utworach. 21 października zapisuje słowa: „Ciężko chora Warszawa, poraniona na całym ciele”. Widziała Warszawę jako wielkie cmentarzysko, jako miasto umarłych.
Przedstawia też te konsekwencje wojny, które znacznie utrudniły życie warszawiakom – 28 września zagadnieniem dnia stała się woda, a raczej jej brak. Autorka odnotowuje na ulicach ludzi pędzących z wiadrami we wszystkich kierunkach.
Podkreśla znaczenie pogłosek, plotek, różnych – i czasem sprzecznych ze sobą – wieści. Ludzie przychodzą, przynoszą niedobre wiadomości, jedna z konstatacji brzmi: nie zważać na to, robić swoje, mieć jak najwięcej spokoju i równowagi.
Zapisuje refleksje natury ogólnej i bolączki życia codziennego. Porównuje mieszkańców Warszawy do ludzi pierwotnych, walczących o prymitywne warunki bytu, wiodących „maleńkie życie”, skoncentrowane na zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych. Czasem centralnym punktem dnia staje się obiad – poważną kwestią jest zdobycie produktów spożywczych z powodu niedoboru żywności na rynku i wysokich cen. Opowiada o powrocie do swojego mieszkania, sprzątania go z gruzu i szkła; tylko w najmniejszym pokoju zachowały się szyby. Jest zimno, pada drobny śnieg, w pomieszczeniach, gdzie się nie pali, jest osiem stopni. Czasem autorka i jej mąż nie mają w ogóle węgla; kładą się wcześnie, bo brakuje prądu i oszczędzają świece. Po skromnej kolacji – bo mają niewielkie zapasy produktów spożywczych – przez pewien okres bawi u nich p. H (wymieniając znajomych autorka zwykle używa inicjałów).
Czasem odnotowuje przebieg dnia; sprzątanie, zakupy i gotowanie musi wykonywać sama, bo nie ma służącej. Zajmuje jej to większość dnia. Niekiedy podaje ceny: 1/2 chleba kosztuje 5 zł, 1 kg pomidorów – 1,5 zł, 1/2 kg polędwicy – 280 zł.
Ujawnia, że czuje się obco w swoim zniszczonym mieszkaniu i obco w Warszawie, która jest mniej żałosna podczas brzydkiej pogody.