Pamiętnik bezrobotnego
Autorka opowiada swoje doświadczenia z lat 90-tych. W maju 1989 r., w wieku 38 lat, pozostała bez pracy [nie wiadomo, czy ją straciła, czy sama się zwolniła]. Mąż jej pracował na kontrakcie zagranicznym, a ona sama wychowywała dwójkę dzieci (10-letniego syna i 7-letnią córkę). Powodziło im się bardzo dobrze, więc gdy w życie weszła pierwsza ustawa o zasiłkach dla bezrobotnych, uznała, że suma jaką wtedy przyznawano bezrobotnym jest śmiesznie mała i należy się bardziej potrzebującym. Poza tym obserwowała, że wiele osób rejestrujących się w Urzędzie Pracy wcale nie szukało pracy, zależało im tylko, by otrzymać tzw. „kuroniówkę”. Po pewnym czasie, gdy stwierdziła, że taka luka w życiorysie zawodowym (i okresie składkowym ZUS) może być problemem przy staraniu się o emeryturę, postanowiła się jednak zarejestrować jako poszukująca pracy. Czekała na propozycje, ale one nie nadchodziły. Jednocześnie co miesiąc ustawiała się w Urzędzie w długiej kolejce do kasy. W tym czasie przyjaźniła się z Elą, której mąż również pracował za granicą i również sama wychowywała dwójkę dzieci. Mąż przysłał jej kiedyś na imieniny nową Ładę 1500. A że ona też była na „kuroniówce”, razem jeździły tym samochodem co miesiąc po pieniądze. Po odebraniu zasiłku zajeżdżały do sklepu – dzieciom kupowały słodycze, a sobie jakiś dobry trunek i przy symbolicznym drinku rozładowywały stresy związane z życiem „słomianych wdów”. Niespełna rok później jedna z jej koleżanek postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i założyć działalność gospodarczą. Zaproponowała Danucie pracę w swoim sklepie. Z końcem lutego 1992 r. utraciła ona zatem status bezrobotnego i została ekspedientką. W życiu robiła już różne rzeczy, była piosenkarką, modelką, pracownikiem biurowym, kreślarzem, barmanką, sprzątaczką, gospodynią domową, więc chętnie podjęła się nowego wyzwania. Lubiła tę pracę, dawała jej dużo satysfakcji.
W międzyczasie jej siostra została bezrobotną i coraz częściej myślały o założeniu wspólnego interesu. Był tylko jeden problem – nie miały gotówki, a ich mężowie nie chcieli o tym słyszeć. Wtedy pomógł im Urząd Pracy. Można było wówczas otrzymać pieniądze na uruchomienie własnej działalności gospodarczej, pod warunkiem, że ma się status bezrobotnego. 1.02.1993 r. została więc ponownie bezrobotną. W Urzędzie dokładnie poinstruowano ją o zasadach udzielania kredytu (weksle, żyranci, zabezpieczenie finansowe, biznesplan, itp.) i po miesiącu otworzyły z siostrą swój sklep. Sklep mieścił się naprzeciwko Urzędu Pracy i przez kolejne lata autorka miała wiele do czynienia z zaglądającymi tam bezrobotnymi. Niektórzy wpadali tylko po to, żeby podstemplować zaświadczenie, że szukali pracy, ale nie ma dla nich posady. Gdy mówiła im, że może by się coś dla nich znalazło, więcej się nie pojawiali.