publikacje

Wróć do listy

Dziennik: 1.01.1846–31.07.1853

Trzeci dziennika Pauliny Kończyny. Pierwszy wpis pochodzi z 1 stycznia 1846 r., autorka pisze już z Łukini, po zwolnieniu z zesłania, w międzyczasie przyszedł na świat kolejny syn Kończów, Paweł. „Dom pokochałam i dobrze mi teraz i nigdzie wyjeżdżać nie chcę. Gospodarstwo moje powoli przyjdzie do ładu” (k. 11v) – zapowiada na pierwszych kartach diarystka. Dziennik ten, aż do końca, przedstawia codzienne życie rodziny ziemiańskiej i rolę w nim kobiet. Kończyna pełni z oddaniem i pracowitością rolę gospodyni, zajmuje się wydawaniem dyspozycji w kuchni, prowadzeniem ksiąg gospodarskich. Do jej obowiązków należą również robótki ręczne (szycie ubrań dla dzieci) oraz uczenie starszego syna Medarda. Daje o sobie znać jej niechęć do przemocy wobec chłopów pracujących w majątku, kiedy jest zmuszona słuchać, jak są bici za przewinienia wobec jej męża, Medarda (k. 4v), co swoją wymową również przypomina wpisy z poprzedniego tomu dotyczące kar cielesnych stosowanych przez Medarda wobec ich najstarszego syna. Realia lat 40. XIX w., pozadomowe i pozarodzinne, przebijają się przez narrację dość skąpo, godne są jednak wynotowania te dotyczące zagrożenia utratą dostaw zboża w okolicy rodzinnego majątku Kończów. 5 kwietnia 1847 r. Kończyna zapisała: „W Wiłko: [Wiłkomierzu, w niewielkiej odległości od Łukini] strach ogólny głodu panuje. Żydzi tłumami zatrzymują wozy ze zbożem przedanym, broniąc wywózki z miasta, drogość niesłychana, bo pól [!] żyta do 3 ru: sr: [rubli srebrnych] dochodzi, a za granicą potrzebowanie tak wielkie, że wszystkie wyczerpały się zapasy ze wsi i do miasteczek jak dowozić nie będą, głód będzie straszny, i to zaraz. Biedne Żydostwo gwałtem broni reszty zapasów wywożonych z miasta, a policja (...) nie wstrzymuje wywózki. Mąż mówi, że na twarzach wszystkich maluje się przestrach” (k. 133v).

Kończowie nadrabiają zaległości w urządzaniu i prowadzeniu własnego domu i gospodarstwa, mieszka z nimi młodsza siostra Pauliny, Kazimiera. Dziennik śledzi ich poczynania: kupno zwierząt, zbiory plonów, prace w polu i domu. Kończyna jest tak zajęta obowiązkami, że nie ma czasu uczyć starszego syna, Medarda, narzeka na brak guwernera do pomocy. W sierpniu 1846 r. Kończa zatrudnia do pomocy w opiece nad starszym synem dawnego lokaja Adama – komentarz jego żony zdradza jej stosunek i kłopoty ze służbą, które opisuje zazwyczaj dość niechętnie: „(…) a że ja bardzo tego człowieka nie lubię za Jego nałogi, strasznie mnie smutno było” (k. 64r); „Adama nie chciałam dlatego, że się napija, że sławy używa i że nie był życzliwy względem Medarda, doświadczając Ojcowskiej u niego łaskawości. Do tego on jest za drogi i za poważny dla nas. Medard mówi, że go inaczej teraz postawi i że będziemy ze służby Jego radzi” (k. 64v). O trudnościach z edukacją dzieci mówi także fragment poświęcony dwóm chłopcom z rodziny mieszkającej w Poniemuniu: Henrykowi i Polusiowi, którzy nie mogli kontynuować nauki w szkole w Suwałkach z powodu nowego zarządzenia, według którego dzieci rodzone za Niemnem nie mieli prawa, posługując się paszportami, podejmować nauki w tym mieście. W Kownie odmawiano im przyjęcia do szkoły, bo wcześniej uczyli się w Suwałkach. Czasami notowane są na kartach dziennika uwagi dotyczące chorób i ich leczenia, co zdradza zainteresowania prywatne Kończyny, ale i domenę jej gospodarskich oraz macierzyńskich obowiązków: „Smutny mieliśmy wypadek tej nocy. Młoda kobietka w Klikunach powiła była z wieczora chłopczyka, a że miejsce nie odchodziły i w nocy cierpieć mocno zaczęła, mąż jej przybiegł po Felczera; ale ten nic nie pomógł, baby z całej wioski ją obstąpiły, jedna z nich wzięła się do operacji i kobieta prawie w Jej ręku umarła, bo jakoby pępek zerwała. Strasznie zasmucił nas ten wypadek, dwoje dziatek sierotami zostało po zdrowej, silnej Matce i na pewno mówić można, że ona by żyła, bo że godzin kilka miejsce nie odeszło, nie jest to nic strasznego. Ach! Cóż to za śmiałość przeklęta! ach! jakaś tu u nas ciemnota! Cały dzień wypadek ten tkwił mnie w pamięci!” (k. 93r).

Kończyna jako gospodyni była obowiązkowa, pracowita, konsekwentna, ale jako diarystka z biegiem lat traciła powoli impet pisarski: „Pisać tak nie lubię, że moje dzienniki coraz więcej zaniedbane” (k. 32r). W dzienniku pojawia się coraz więcej przerw w notowaniu, m.in. długa od czerwca 1847 do lipca 1851, pozostawione zostały puste karty do uzupełnienia, co jednak nie nastąpiło. „Po 4 latach zarzucenia dziennika, który dawniej prawie nałogowie pisałam, postanowiłam sobie odnowić to dobre przyzwyczajenie w podróży mojej do Smerdony dla wanien Siarczanych, które mnie doktor Maleski po ciężkiej gorączce reumatycznej zalecił” (k. 150r) – tłumaczyła powrót do notowania. Kończyna wyjechała tam wraz z mężem, synem Pawłem, córką Anną (późniejsza Komarowa), siostrą Kazimierą (która w międzyczasie wyszła za mąż za Tańskiego), miała do pomocy p. Balcewiczównę i Kostusię, także kucharza, chłopca i dwóch furmanów. Po powrocie do Łukini w sierpniu 1851 r. wspominała, że odstawiła zaraz potem Paulinę od piersi – córkę urodzoną po 1847 r. 14 stycznia 1852 nastąpiła kolejna przerwa w pisaniu, powrót do diariuszowania przypadł na 17 czerwca 1853 r. – i znów pretekstem do pisania była podróż, tym razem do Warszawy. 20 czerwca Kończowie zatrzymali się w Suwałkach: „Kraj, choć dosyć płaski, jednak zajmujący. Medard przypomina swoją pieszą wędrówkę, rozmawiamy o tym i owym, a lud taki grzeczny, uprzejmy i tak pięknie mówi, że miło słuchać. O 10 w nocy stanęliśmy tu w Hotelu Saskim niezbyt czystym (…)” (k. 189r). Warszawa wywołała ogromne wrażenie na Kończynie, dużo też autorka w tym czasie zwiedzała: „Naprzeciw okien naszych mamy Statuę Kopernika postawioną ze składek przez towarzystwo przyjaciół nauk. Dziwnie wygląda ten martwy posąg wśród tak wielkiego ruchu; świat w ręku trzyma i drogi niebieskie obserwuje. Za nim jest pałac niegdyś Staszyca, dziś Urząd Loterii w nim się mieści”. Obserwowała gwar i ruch na ulicach do późnego wieczora. Jeździła również zw odleglejsze zakątki podmiejskie, np. na Bielany wzdłuż Wisły, choć tym razem autorka podsumowywała widoki jako nie bardziej imponujące niż te nadniemeńskie. Ostatni wpis w dzienniku pochodzi z 19/31 lipca 1853.

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Łukinia, Pogdaj, Warszawa
Opis fizyczny: 
203 k. ; 20 cm.
Postać: 
zeszyt
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
Od 1846 do 1853
Stan zachowania: 
bardzo dobry
Sygnatura: 
f. 1135, ap. 20, b. 398
Tytuł kolekcji: 
Towarzystwo Naukowe Wileńskie
Uwagi: 
Sporo niezapisanych kart, zapisane 203 karty. Pismo staranne, sporządzane czarnym atramentem.
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
diarystyka kobieca, podróżopisarstwo, życie codzienne rodziny ziemiańskiej, prowadzenie dziennika
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1846 do 1853
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
dziennik/diariusz/zapiski osobiste
Tytuł ujednolicony dla dziennika: