Wspomnienia z Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego
Tekst rozpoczyna się wspomnieniem pobytu w mieście rodzinnym, gdzie autorka odwiedziła groby – jest tam pochowany Stefan Krzewina zastępca dowódcy II Batalionu III Brygady AL. im. Bema, którego poznała w Biełomutach w 1943 [lub 1944 - Bocheńska nie podaje żadnych dat]. Stefan jest jedną z dwóch osób, którym jest on poświęcony. Pamiętnikarka wraca pamięcią do spędzonego razem z nim czasu: w jednej scence Stefan czyści broń; jest bardzo dokładny; Na zajęcia szedł w pierwszej czwórce, był bardzo wysoki; robił „machlojki”; pozwalał dziewczynom nie śpiewać – nie były zbyt utalentowane; nosił ich kabeki [karabiny maszynowe], kiedy wracali z zajęć mimo ich protestów [Lucyny i Wacławy]. Drugą osobą, z którą Bocheńska się zaprzyjaźniła jest Lucyna Herc. Spotkały się pierwszego dnia pobytu autorki w obozie - zachwyca się ona strojem, a zwłaszcza wspaniałymi skórzanymi butami Lucyny, które porównuje ze swoimi łachmanami. To, co miała na nogach trudno nazwać butami. Dziewczyny trzymały się razem podczas szkolenia oraz po zajęciach. Autorka przedstawia życie w obozie po zakończonych zajęciach. Dochodzi do afer miłosnych - autorka nie podaje konkretów; WYMIENIA sensację tego rodzaju z udziałem dwóch Hiszpanów i Polki, ale nie rozwodzi się nad tym, bo inni już to zrobili; miłość ta okazała się tragiczna w skutkach – niestety autorka nie podaje szczegółów [Hiszpanie są komunistami, którzy dotarli do Związku Radzieckiego; skomplikowane losy tłumaczenia – jeden z nich trochę znał rosyjski a Lucynie znajomość francuskiego i łaciny umożliwiała tłumaczenie na polski.
Autorka pokazuje jak zostały połączone losy trzech osób i miejsca z nimi związanymi - Stefan Krzewina został pochowany w rodzinnej miejscowości autorki, która po wojnie zamieszkała w Warszawie skąd pochodziła Lucyna Herc. Przeżyła tylko Wacława Bocheńska, która w nostalgicznym wspomnieniu próbuje oddać przeżycia, wrażenia i emocje z okresu wojny, kiedy spotkała dwoje ważnych dla niej ludzi, z którymi doświadczyła przygodę swojego życia.
Opowiada o treningu spadochroniarza- minera jaki przeszła[/odbyła]. Zdaniem autorki najciekawsze były zajęcia polityczno-wychowawcze. Często prowadzili je prelegenci przybyli z kraju – to właśnie było atrakcyjne dla Bocheńskiej - prelegent „był cząstką kraju”. Podkreśla, że z niecierpliwością oczekiwała na swój pierwszy skok, który poprzedziło wiele zajęć przygotowawczych.
Podkreśla, że chciała działać w terenie, w partyzantce w swoich stronach rodzinnych, wykorzystać przeszkolenie spadochroniarza – minera, jakie zdobyła. Kiedy dotarła do Polski, dostała przydział do Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy Wojska Polskiego]. Jej bezpośredni szef się nie zgodził. Autorka opisuje szczegółowo, jakie podjęła kroki, aby dopiąć swego. Jej bezpośredni szef się nie zgodził, ale przystał na to szef GZPW WP płk Wiktor Grosz – przekonała go. Chociaż złamała regulamin wojskowy, który zabrania kontaktowania się z przełożonym wyższym w hierarchii bez zgody bezpośredniego. Opisuje swoje rozczarowanie: przez miesiąc oczekiwała na zrzut, ale jej teren okazał się zbyt zagęszczony dla przeprowadzania takich akcji.
Długo czekała na skierowanie do batalionu w obozie sieleckim – skierowanie było ustnym rozkazem, nie dostała żadnego papierka. „Słowo b a tva l i o n zabrzmiało najpiękniej".