Wspomnienia z Kazachstanu Wandy Czyniewskiej
Autorka opowiada o swojej tułaczce i losach swojej rodziny w czasie II wojny światowej i tuż po niej (ojciec zmarł w sowieckim więzieniu we Lwowie w 1946 r, brat wywieziony został do przymusowej pracy w kopalni na Kaukazie, zwolniony w 1946 r., wrócił do Lwowa).
Już jako matka z kilkumiesięcznym dzieckiem, została wywieziona w kwietniu 1940 r. z terenu Małopolski Wschodniej w głąb Rosji. Nie była to jej pierwsza tułaczka. Wspomina wcześniejszą podróż-ucieczkę, kiedy jako dziecko w 1914 r. wyjechała z matką i rodzeństwem, uciekając przed Moskalami. Kolejna eskapada nastąpiła w 1920 r., kiedy uciekali z okolic Lwowa, gdzie wówczas mieszkali, przed nawałą bolszewicką.
W grudniu 1937 r. wyszła za mąż za młodego lekarza i zamieszkała z nim w niewielkiej miejscowości Koropiec nad Dniestrem, gdzie mąż miał praktykę. Gdy wybuchła wojna, mąż jako oficer rezerwy, został zmobilizowany i wyjechał do Lwowa. Tam przydzielono go do szpitala wojennego jako chirurga. Za trzy miesiące miało urodzić się ich dziecko. Autorka opisuje wkroczenie wojsk radzieckich na tamtejsze tereny. Z domów wyrzucano całe rodziny, by zrobić miejsca dla sowieckich urzędników, zaczęły się aresztowania, strzelaniny, szykanowanie polskiej ludności. Pod koniec września wrócił mąż ze Stanisławowa. Odtąd żyli w ciągłym strachu. W grudniu urodził się ich syn Andrzej.
W lutym zaczęły się wysiedlenia Polaków. Autorka opisuje, jak w nocy przychodzili do domów żołnierze i zabierali całe rodziny, nie dając im czasu na spakowanie się. W lutym otrzymali pismo nakazem natychmiastowego opuszczenia mieszkania. Znaleźli schronienie na plebanii, przez całą noc przewozili wszystko, co dało się uratować. Było tam już sporo osób w podobnej sytuacji. Jej męża aresztowało 11 kwietnia NKWD. Wkrótce potem przyszli również po Wandę. Udało się jej jednak uciec z dzieckiem. Znalazła schronienie w domu piekarza, ale ktoś na nią doniósł i w eskorcie żołnierzy została odstawiona na stację kolejową, gdzie stał pociąg towarowy wypełniony Polakami i Ukraińcami. Ruszył dopiero 14 kwietnia. Autorka opisuje podróż w ciasnych wagonach towarowych. Z trudem udało jej się utrzymać malutkie dziecko przy życiu. Wiele dzieci i starszych zmarło w transporcie. Po dziesięciu dniach pociąg stanął. Ludzi przeładowano na ciężarówki. Ich zawieziono do posiołku Nowa-Ukrainka, zbudowanego w 1910 r przez Ukraińców wysiedlonych spod Kijowa. Rozmieszczono ich po chatach, w sumie 32 osoby. Ona z dzieckiem i kilkoro kobiet z jej miasteczka trzymały się razem, dzięki czemu przydzielone zostały do jednej chałupy. Od gospodarzy dowiedzieli się o losach przesiedleńców. Autorka opisuje, jak wyglądało ich życie na wygnaniu i praca w kołchozie. Wszyscy musieli pracować w polu. Jedzenia dostawali bardzo mało, że z trudem zaspokajali głód.
Jesienią 1941 r. ogłoszono amnestię dla Polaków. Wanda z towarzyszkami nie miały pieniędzy na podróż, zresztą nie wiedziały, co ich czeka. Postanowiły zostać i poczekać na rozwój wypadków. Teraz nie były już zmuszane do pracy, mogły wybierać, co chcą robić. Mąż Wandy, po zwolnieniu z łagru, przyjechał do niej na początku marca 1942 r. Spakowali się i następnego dnia wyruszyli w drogę. 10 marca przybyli do Czelabińska i niedługo znaleźli się w polskiej placówce. Dostali mały pokój w hotelu Ural. Oboje pracowali dziale sanitarnym placówki. Mąż udzielał pomocy chorym z transportów przechodzących przez Czelabińsk. Ona pełniła rolę pielęgniarki. Autorka opisuje ich funkcjonowanie w tym mieście. Rozrywką dla nich były wyjścia do teatru, czy łaźni publicznej. W październiku mężowi kazano jechać do Aschabadu, stolicy Turmkenii, by dołączyć do polskiej bazy wojskowej. Mieli mało czasu na spakowanie. Tam dowiedzieli się, że bazę już ewakuowano do Persji, a w mieście znajduje się tylko polski sierociniec i kilku wojskowych, którzy starają się pomóc spóźnionym przyjeżdżającym. Kobiety zostały w sierocińcu, by się zająć przebywającymi tam dziećmi, a ich mężowie przekroczyli granicę sowiecką. Przychodziły transporty dzieci z Syberii, które potem starano się wywieźć do Persji. Były z tym problemy, ponieważ Stalin wstrzymał ewakuację. Jej udało się wyjechać w styczniu 1943 r. z grupą 80 dzieci. Po czterech dniach dotarli do sierocińca w Meshedzie. Tam połączyła się z mężem po 3-miesięcznej rozłące. Tutejszy sierociniec był częścią sierocińca perskiego i znajdował się pod opieką szacha Reza Pahlevi. Pracy było dużo. Autorka opisuje swoją pracę oraz działalność placówki. Poznajemy także miasto i ludność lokalną. Po zerwaniu stosunków polsko-sowieckich do Meshedu przyjechała ostatnia grupa pracowników Polskiej Ambasady z rodzinami. W lipcu przyszła wiadomość o tragicznej śmierci gen. Sikorskiego. Byli bardzo przygnębieni. We wrześniu odjechał transport starszych dzieci do szkół w Teheranie. Z początkiem 1944 r. władze polskie zdecydowały o przeniesieniu całego sierocińca z Meshedu, by wyjść ze strefy okupowanej przez Sowietów. Ewakuacja nastąpiła etapami. Wanda z mężem pracowali do samego końca. Opuścili Meshed z ostatnim transportem w czerwcu 1944 r.
Po trzech dniach jazdy ciężarówkami znaleźli się w Teheranie, w tzw. 3. obozie, który położony był poza miastem. Mieszkało tam jeszcze sporo ludzi, choć odjechały już transporty do Indii i Afryki. Po kilku dniach pod namiotami, dzieci, które z nimi przyjechały, wysłano do polskiego sierocińca w Isfahanie, a oni przenieśli się do centrum miasta. Znaleźli pokój w prywatnym domu, zamieszkanym już przez kilka innych polskich rodzin. Mąż pracował w polskim szpitalu, ona zajmowała się dzieckiem i gospodarstwem. Zapisali syna do francuskiego przedszkola. Miała okazję zwiedzić miasto, pełne zabytków. W Teheranie skończyła kurs dla sióstr sanitarnych zorganizowany prze PCK i Polską Delegaturę. Poznała tam mnóstwo nowych osób. W Teheranie pozostali do grudnia 1945 r., opuścili miasto ostatnim transportem. Wobec niepewnej sytuacji politycznej, władze polskie przenosiły wszystkich do Libanu. Jechali pociągiem do Ahwazu, a następnie do Abadanu i kolejno do Basry i Bagdadu. W Bagdadzie znajdował się obóz przejściowy dla Polaków, stamtąd szły transporty do Bejrutu. Wanda z mężem udali się w dalszą podróż specjalnym autobusem do Damaszku, a dalej taksówką do Bejrutu. Początkowo zatrzymali się w Domu Polskim, apotem przenieśli się na przedmieście do Decaune, gdzie zaczęli urządzać mały szpitalik. W wolnych chwilach zwiedzali miasto i okolice (Balbek, Heliopolis, Harris). Tam jesienią 1947 r. przyszedł na świat ich drugi syn, Zbigniew. Starszy, mając już 7 lat, rozpoczął naukę w szkole. Wtedy wyruszył transport do Polski ( w sumie z Libanu do kraju wróciło ok. 600 osób). Oni zostali. Jest tu opis życia Polaków w Bejrucie (szkoła, kościół, kursy dla pań, koncerty). W 1949 r rozpoczęła się dalsza likwidacja ośrodków polskich w Libanie. Część wyjechała do Kanady, inni do Australii, do Argentyny, Ameryki.
W lipcu 1950 r., po zlikwidowaniu wszystkich ośrodków, nasi bohaterowie wyjechali do Anglii. W sumie tą drogą do Anglii przybyło ponad 3,5 tys. osób. Jechali starym wojskowym okrętem transportowym, przez Aleksandrię, cieśninę Gibraltarską, wzdłuż brzegów Hiszpanii, Portugalii. Dotarli do portu Hull, skąd rozwożono ich do różnych obozów w Anglii. Oni znaleźli się w obozie Lauder Park w miejscowości Penrith (Cumberland). Po 11 miesiącach w obozie przenieśli się w sierpniu 1951 r. do Whitehaven. Mąż pracował w pobliskim szpitalu. Starszy syn chodził do gimnazjum. Za zaoszczędzone pieniądze kupili we wrześniu 1952 r. mały domek, po dwóch latach zmienili go na większy. Mąż awansował, powodziło im się coraz lepiej. W 1956 r. odwiedziła ich jej matka, z Polski. Starszego wnuka widziała po raz drugi i ostatni, po siedemnastu latach. Odwiedzała ją także siostra z dziećmi. W 1958 r. przenieśli się do większego miasta Carlise, gdzie mąż otrzymał stałą posadę, po zdaniu egzaminów. Mieszkali tam przez 19 lat. Założono towarzystwo narodowościowe, do którego należeli Anglicy, Polacy, Rosjanie i Niemcy, które organizowało zebrania towarzyskie połączone z tańcami i kolacją. Wanda założyła sobotnią szkółkę dla dzieci. Co dwa lata wyjeżdżali na wakacje do Polski, by odwiedzić rodzinę i znajomych. Zwiedzili też inne kraje (Włochy, Hiszpanię, Francję, Szwajcarię, Belgię, RFN). W 1964 r. starszy syn ukończył medycynę i dwa lata później wyjechał na stałe do Australii. Młodszy po ukończeniu studiów nauczycielskich, wyemigrował za bratem. W 1972 r. mąż przeszedł na emeryturę. Wybrali się w podróż do Ameryki i Kanady, innym razem w podróż dookoła świata statkiem. Odwiedzili wtedy synów w Australii. W 1977 r. zdecydowali się wyjechać na stałe do Australii.