Wspomnienia Marii Miller
Maria Miller pisze o swoim życiu, a w szczególności o zesłaniu na Syberię. Tekst przeplata wierszykami i piosenkami, które powstawały na wygnaniu. Opisuje rodzinną wieś Rafajłową (obecnie Bystrzyca) i walki o nią w czasie I wojny światowej. W 1938 r. zdała do gimnazjum i w nagrodę ojciec zabrał ją do Lwowa – te obrazy często wspominała na obczyźnie. Zapamiętała także wojska radzieckie wkraczające na ziemie polskie (17 września 1939 r.). W Nowy Rok 1940 r. NKWD aresztowało ojca, przeprowadziło przy tym rewizję, poszukując broni. Więcej go nie zobaczyła, został zamordowany w 1944 r. W kwietniu 1940 r. ponownie pojawiło się NKWD, dokonując rewizji. Dano im dwie godziny na spakowanie rzeczy i wywieziono wraz z matką i siostrą w głąb Rosji. Po sześciu tygodniach podróży bydlęcymi wagonami w trudnych warunkach dotarli do północnego Kazachstanu, obw. kustanajski, rej. fedorowski. Tymczasowo umieszczono ich na kwaterach u kołchoźników. Po dwóch dniach kazano im pracować. W 1942 r., po pertraktacjach generała Sikorskiego ze Stalinem, otwarto polską szkołę w Kustanaju. Tam Maria chodziła do trzeciej klasy gimnazjum, ale nie trwało to długo. Po wyprowadzeniu przez generała Andersa polskiego wojska do Iranu szkołę zamknięto, niektórych profesorów aresztowano, a uczniowie musieli wrócić do pracy. Polaków w tym czasie traktowano szczególnie źle. Maria zachorowała i znalazła się w szpitalu. Po wyjściu skierowano ją do lżejszej pracy – sprzątania biura. Po pewnym czasie udało jej się dostać pracę biurową. Matka zarabiała robieniem na drutach rękawic na front, a siostra stróżowała. Zapadła wtedy na epilepsję. Życie stawało się coraz cięższe, ale doczekały końca wojny. Do kraju wróciły w maju 1946 r. Zamieszkały w Szczecinie, a następnie w okolicy Grudziądza. Znalazła ją jej profesorka ze Stanisławowa i ściągnęła do siebie do Bytomia. Mieszkała u niej, pracowała i uczyła się. Wyszła za mąż za chłopaka z Polesia. Oboje nie mieli nic, ale po doświadczeniach na Wschodzie czuli się silni. Mąż, po szkole rolniczej, otrzymał pracę kierownika majątku na Żuławach, ale nie chciał należeć do partii, więc po pewnym czasie zdecydował, że pójdzie na swoje gospodarstwo (1957 r.). Otrzymali cztery hektary pola i musieli sami zbudować dom i budynki gospodarcze. Było ciężko, ale dali sobie radę. W momencie pisania tych wspomnień oboje byli już na emeryturze.