Relacja Sali Warszawiak
Relacja z datą dzienną 26 VI 1945 roku.
Na górze dokumentu adnotacja:
"Sala Warszawiak dziś nosi inne nazwisko i dzięki pomocy szlachetnych Polaków ocalała.
W zeznaniu tym występują też ludzie, nawet nauczycielka, którym chrześcijańska miłość bliźniego jest obca.
Sala żywi głęboką wdzięczność do swoich przybranych rodziców. Ci znając potęgę ciemnoty swego otoczenia nie chcą ujawnić swego nazwiska, by nie zaszkodzić dziecku". (pisownia zgodna z oryginałem)
Relację otwierają informacje dotyczące nauczycielki, która miała zaopiekować się Autorką na prośbę jej rodziców. Dziewczynka (wówczas około pięcioletnia) została oddana obcej kobiecie niedługo po wejściu do Biłgoraja wojsk niemieckich. Z relacji wynika, że rodzice Autorki przez jakiś czas przychodzili do nauczycielki i płacili za opiekę nad dzieckiem. Później jednak zostali zamknięci w lagrze, bez możliwości opuszczania jego terenu.
Następny fragment Autorka poświęciła okresowi, w którym jej pobyt u nauczycielki przestał być opłacany. Kobieta powiedziała dziewczynce, że zabierze ją do wujka mieszkającego we Lwowie. Następnie zaprowadziła ją do zniszczonego budynku w pobliżu linii kolejowej i próbowała udusić. Autorce udało się wyrwać, ale nie zdołała uciec. Kobieta złapała ją i nie mogąc zabić, zaprowadziła na policję. Tam powiedziała, że dziecko poznała kilka chwil wcześniej na ulicy, nie wie nic o jego pochodzeniu, ale chciałaby żeby zajął się nim ktoś inny (dodała, że Autorka uporczywie za nią chodziła i zaczepiała, co miało jej przeszkadzać). Policjanci polecili kobiecie zostawić dziewczynkę na komisariacie, poczym puścili ją wolno nie interesując się jej losem.
Błąkającą się po mieście dziewczynkę zauważył w końcu kolejarz (brak imienia). Podejrzewając, że dziecko może być pochodzenia żydowskiego, odprowadził je do lagru.
Autorka przez bliżej nieokreślony czas mieszkała na jego terenie – przebywało tam troje dzieci. W okresie intensywnych wywózek z Biłgoraja Autorka została wyprowadzona z lagru przez malarza (brak imienia) i zaprowadzona do ochronki prowadzonej przez ukraińskie zakonnice. W obecności Autorki mężczyzna miał poinformować siostry zakonne, że dziewczynka jest Polką – Ireną Jabłońską, – sierotą po zamordowanych rodzicach.
Autorka zanotowała incydent, w wyniku którego zakonnice dowiedziały się o jej pochodzeniu. Mimo to jednak postanowiły dalej się nią zajmować zatajając przed obcymi jej tożsamość.
Po likwidacji sierocińca (wedle Autorki odbyło się to na rozkaz niemiecki), Sala trafiła do Krakowa, do sióstr albertynek, do sierocińca szukającego rodzin zastępczych dla swoich podopiecznych. Brak daty – nie wiadomo czy działo się to po wyzwoleniu, ale wiele na to wskazuje.
Relację kończą informacje o odmrożeniach i ciężkich chorobach, jakich dziewczynka miała nabawić się w okresie wojny. Znajduje się tam także wzmianka o adopcji dziecka, dobrej atmosferze w nowej rodzinie, kochających opiekunach i dumnych dziadkach, u których Sala (pod nowym imieniem i nazwiskiem) spędzała wakacje.
W związku z zatajeniem tożsamości brak dalszych informacji o Autorce.