Relacja Sali Ungerman
Relacja z datą dzienną 14 listopada 1945 roku. Dotyczy wydarzeń z okresu od 1942 do 1945 roku.
Tekst otwierają informacje z roku 1942. Autorka zapisała, że jej rodzina przebywała w getcie w Opatowie. Ją wysłano z "aryjskimi" dokumentami wystawionymi na nazwisko Maria Przybylska do Lublina. Mieszkała u Polaka (brak personaliów) ukrywającego Żydów, starała się też pomagać znajomemu Żydowi przebywającemu w lagrze przy ulicy Lipowej 7.
Po dwóch tygodniach postanowiła wrócić do Opatowa. Tam, po trzech miesiącach, doczekała likwidacji getta. Zapisała, że wiedziano, że starsi ludzie wysyłani byli na śmierć, a młodsi do obozów pracy. Sama nie chciała wyjść ponownie z getta, zanotowała że wolała umrzeć razem z rodzicami. Jednak, za wstawiennictwem jej narzeczonego, który przekupił SS-mana trzystoma dolarami i złotym zegarkiem, została od rodziców zabrana i wyprowadzona poza granice getta na siłę przez jego podwładnego. Dodała, że jej rodzice musieli wiedzieć co się dzieje, nic jednak nie chcieli jej powiedzieć wiedząc, że nie zgodziłaby się ich zostawić. Kobieta, gdy zrozumiała co się stało, próbowała wrócić do getta. Wyprowadzający ją mężczyzna nakazał jej czekać i powiedział, że "ktoś do niej przyjdzie". Po kwadransie do Autorki dołączył jej brat (brak imienia brata i personaliów SSmana).
Kobieta zapisała, że w pobliskim dworku dostali bryczkę, którą przedostali się do Staszowa, gdzie mieszkał drugi z braci. Nie zastali go na miejscu, dowiedzieli się za to, że ukrywał się z żoną i dzieckiem u Polaka. Mężczyzna pojawił się po dwóch dniach by zabrać ich do kryjówki, odmówili jednak podejrzewając, że ratujący rodzinę brata człowiek nie zgodzi się przechowywać jeszcze dwóch osób.
Następnie napisała, że dowiadywała się od znajomych i ukrywających się członków rodzin o tym, kiedy gdzie planowane są wysiedlenia. Przyjaciel poinformował ją, że Staszów, w którym przebywała z bratem, ma być wysiedlony za kilka dni i że najlepiej będzie, jeśli przyjadą do Klementowa. Zdecydowała się pojechać tam sama, brata wysłała z dawnym nadzorcą lagru w Opatowie w inne miejsce.
Następna część relacji stanowi chaotyczne informacje o miejscach ukrywania się przez krótki okres czasu. Autorka była szantażowana przez ludzi, którzy pamiętali ją sprzed wojny jako osobę zamożną. Spotkała też kilku Polaków, którzy bezinteresownie jej pomogli. Z ich pomocą wróciła do Lublina i zamieszkała u tej samej osoby, o której pisała na początku relacji.
W roku 1943 Autorka spotkała mężczyznę, SSmana, który zaoferował pomoc w wywiezieniu jej i jej narzeczonego (przebywał w obozie pracy o lekkim reżimie) do Szwajcarii. Wiedząc, że brat Autorki przebywał w innym, pobliskim obozie pracy, kobieta spróbowała dostać się do niego posługując się "aryjskimi" dokumentami i wyprowadzić go, by mógł do niej dołączyć. Tam została zatrzymana pod zarzutem przetrzymywania wszystkich Żydów, którzy uciekli z obozu – dodała, że obozu strzegła jedynie żydowska milicja, brakowało niemieckich żołnierzy. Została deportowana do obozu w Starachowicach i mimo dokumentów zaświadczających polskie pochodzenie, została zamknięta w żydowskiej części. Zanotowała, że pilnowali jej Ukraińcy, skierowali ją wraz z czterema innymi kobietami do sprzątania.
Autorka zachorowała na tyfus. Szybko została też odesłana do Ostrowca, a stamtąd do Auschwitz. Prawdopodobnie na krótko przed ewakuacją obozu została przewieziona w głąb III Rzeszy, do Kalparadorfu. Pracowała przy maszynach (brak szczegółów), gdy uznano ją za Polkę została przeniesiona do pracy na wsi w Sudetach. Chłop, u którego pracowała, oskarżył ją o kradzież, sąd nakazał przeniesienie jej do obozu dla Polaków – Gelpardorf. Tam też Autorka przebywała do wyzwolenia.
W roku 1944 siostra Autorki wraz z narzeczonym, została uduszona przez domagających się pieniędzy Polaków w kamieniołomach koło Jurkowic. Historia siostry została w relacji opowiedziana dość chaotycznie, chronologia wydarzeń niejasna.
Po wyzwoleniu Autorka chciała udać się do Klementowa. Spotkała jednak kilka osób, które ostrzegały ją przed miejscowymi i mówiły o zabójstwach ocalałych, jakich dopuszczali się Polacy. Postanowiła pojechać do Łodzi i odszukać rodzinę. Udało się jej spotkać z siostrą bratowej. Dowiedziała się, że jej brata i jego żonę zabił polski chłop – nie miał własnych dzieci, chciał odebrać im dziecko. Po wojnie miał odmawiać oddania go. Później kobiety dostały informacje z Warszawy od innej bratowej Autorki, która przebywała w mieście na papierach potwierdzających polskie pochodzenie.
Relację kończą chaotyczne informacje o dziecku (córka brata przebywająca u chłopa) – Halince Ungerman. Autorka interweniowała w jej sprawie u prokuratora, starała się odzyskać dziecko drogą prawną. Nie jest jasne, czy się jej udało.