Przeżycia mojej rodziny we Lwowie „wyzwolonym” przez Sowietów.
Autorka opowiada o losach swojej rodziny po wyzwoleniu. Mieszkała z rodzicami i siostrą we Lwowie. W roku 1944 miała 14 lat i pamięta „wyzwolicieli” jako niechlujnie wyglądających i choć deklarowali przyjaźń, to wróciły ich perfidne praktyki, jak za pierwszej okupacji, np. podstępne aresztowanie wybitnych działaczy AK, zaproszonych na oficjalne spotkanie z przedstawicielami władz radzieckich. Wywożono AK-owców w głąb Rosji. Wschodnie ziemie Polski włączono do ZSRR, a ich mieszkańców zmuszano do wyjazdu na Zachód. Wielu mieszkańców Lwowa nie chciało opuścić swych domów, więc z początkiem 1945 r. zaczęły się masowe aresztowania, m.in. aresztowano ojca autorki. Matka z córkami chodziły pod więzienie, tzw. Brygidki, by dostarczyć ojcu paczki z żywnością. Warunki w więzieniu były bardzo ciężkie, cele przepełnione, więźniowie nie otrzymywali jedzenia, tylko trochę wody. Dzielili się żywnością, którą przynosiły im rodziny. Gdy ojciec zachorował, został przewieziony do szpitala na Łyczakowie, gdzie warunki były znacznie lepsze, choć nadal był pilnowany. Lekarze przedłużali jego pobyt, jak tylko się dało. W końcu został zwolniony. Wtedy rodzina postanowiła jak najszybciej wyjechać do Polski. Nie czekali na transport, tylko wynajęli ciężarówkę i udali się najpierw do Łańcuta, a potem osiedli w Rzeszowie. Siostry po studiach zamieszkały w Krakowie, a rodzice zostali w Rzeszowie aż do śmierci. Autorka podkreśla, że cudowne ocalenie ojca zawdzięczają modlitwie.