Ostatni tydzień przed powstaniem warszawskim
Hanna Hugon spisała wspomnienie w formie dziennika, opowiadające o ostatnich dniach przed wybuchem powstania warszawskiego. Autorka była blisko spokrewniona z gen. Grotem Roweckim (poprzez matkę, Halinę Królikowską z d. Chrzanowską).
Dziennik zaczyna się od daty 20.07.1944 r., pod którą autorka notuje, że jej matka po raz ostatni idzie do gestapo z paczką dla Grota. Dwa dni później Niemcy każą im opuścić Olszyny (niewielka posiadłość koło Wiązownej, należąca do rodziny p. Królikowskiej). Wyjeżdżają bryczką do Warszawy i zabierają ze sobą krowę, którą umieszczają w garażu domu na Kieleckiej w Warszawie. Problemem jest zapewnienie paszy dla krowy. Mieszkanie autorki staje się stałym punktem kontaktowym. W tym czasie w okolicach Wiązownej przybywa spadochroniarzy. Miejscowy oddział Armii Krajowej ma za zadanie odszukiwać ich i przechowywać.
Pod datą 24.07. 1944 r. autorka zapisuje informację o mobilizacji AK. Następnego dnia Piotr Schuch, chorąży lotnictwa (narzeczony autorki) otrzymuje rozkaz udania się do Dęblina, by pomóc lokalnemu AK w przygotowaniach do zajęcia miejscowego lotniska, zanim dokonają tego oddziały radzieckie. Hanna odprowadza go nazajutrz rankiem na dworzec. Pisze, że ten moment pozostał w jej pamięci jako najjaśniejsza chwila, kiedy jeszcze mieli wszelkie podstawy, by mieć nadzieję na wspólną przyszłość.
26 lipca1944 r. to dzień imienin autorki – okazja do spotkania z przyjaciółmi. Odwiedzają ją ojciec i brat Piotra, wyrażając tym samym akceptację dla ich narzeczeństwa (Hanna i Piotr zaręczyli się tuż przed powstaniem). Pułkownik Jakubowski, ps. „Jan Chrzciciel” (przez autorkę nazywany „Dziadkiem”), przychodzi późno, bo był na Pradze, na spotkaniu z dowództwem polskiego wojska (armii Berlinga). Przynosi wieści z frontu.
29 lipca 1944 r. niespodziewanie wraca Piotr, któremu nie udało się przedrzeć do Dęblina. Front dotarł już pomiędzy Wiązowną i Zakręt. Piotr nawiązał kontakt ze swym poprzednim oddziałem i oddał się do jego dyspozycji.
1 sierpnnia 1944 r. młodzi wyruszyli do Radomia pod pretekstem próby zdobycia żywności. Kolejka wąskotorowa funkcjonowała normalnie, ale narzeczeni zaobserwowali ożywienie wśród Niemców (wycofujące się oddziały, exodus cywilów). Hanna i Piotr dotarli do kuzynów Chrzanowskich (Jana i Stefana), którzy też trwali w stanie pogotowia. Przekazali im wiadomości z Warszawy i od „Dziadka”. U kuzynów ukrywali się dwaj spadochroniarze z Londynu w oczekiwaniu na instrukcje. Należało przewieźć ich do Warszawy i narzeczeni podjęli się tego zadania. Do Warszawy wrócili przed godz. 15:00, poszli na Kielecką. Piotr wyszedł do domu, by zobaczyć, czy tam nie ma nic nowego. Było to ich ostatnie spotkanie. O 17:00 wybuchło powstanie.