Notatki matki
Przepisany na maszynie dziennik Janiny Bieleckiej obejmuje okres dwóch lat: od 13 grudnia 1981 do 13 grudnia 1983 r. Jest pisany z perspektywy świadkini i uczestniczki wydarzeń historycznych, osoby głęboko zaangażowanej w polityczną działalność opozycyjną, członkini „Solidarności” i matki jej działacza. Autorka relacjonuje wydarzenia, w których uczestniczyła, przy czym najwięcej uwagi poświęca działalności syna, Jana Krzysztofa Bieleckiego i jego żony Barbary. Podkreśla swoją tożsamość matki zatroskanej o los dziecka, dziennik podpisuje pseudonimem „Matka”, odwołuje się do skupionej na cierpieniu romantyczno-patriotycznej symboliki macierzyństwa: „Ilu dziś zamkną? Ilu pobiją? Ile matek będzie płakać?” (s. 3). Dziennik napisany jest językiem poprawnym, zaangażowanym emocjonalnie i wartościującym. Autorka używa kolokwializmów i zgrubień: gen. Jaruzelskiego określa jako „Jaruzela” (s. 1), pracowników służby bezpieczeństwa nazywa esbekami, o represjach po 13 grudnia 1981 pisze: „horda komuny szaleje” (s. 4).
Oprócz charakterystyki przeżyć własnych, swojej rodziny i bliskich, Bielecka podaje w dzienniku informacje zaczerpnięte z mediów, zarówno oficjalnych, jak i podziemnych oraz zagranicznych. Wiarygodnym źródłem jest dla niej Radio Wolna Europa. W pierwszym wpisie, datowanym na 13 grudnia 1981 r., przedstawia wprowadzenie stanu wojennego, o którym dowiedziała się z telewizji – informacja ta była dla niej zaskoczeniem. Stan wojenny jawi jej się jako absolutne zło, akt wypowiedzenia wojny w głęboko podzielonym społeczeństwie. Represje i obostrzenia dotykają ją osobiście – musi zaopiekować się małym wnuczkiem, nie wie, gdzie przebywa jej syn, denerwuje się losem jego i synowej. która ruszyła szukać męża. W związku z działalnością syna i synowej w jej domu ma miejsce rewizja. Kolejne wpisy dotyczą udziału Jana Krzysztofa Bieleckiego w strajku w Stoczni Gdańskiej 13–16 grudnia 1981 r. Autorka opisuje własne starania o kontakt z synem, gromadzenie się ludzi pod bramą stoczni 16 grudnia i pacyfikację strajku przez oddziały ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej). Plastycznie rysuje obraz pacyfikacji: –„Scena, jakiej nie zapomnę do śmierci: pusty plac, wokoło sfory ZOMO, transportery, auta esbeckie, pod pomnikiem [Poległych Stoczniowców] mnóstwo kwiatów, palą się znicze mimo mrozu i my dwie klęczące przed pomnikiem” (s. 3). W sposób równie dramatyczny przedstawia kolejne wydarzenia, w których uczestniczyła lub które obserwowała. Bielecka porównuje otaczającą ją rzeczywistość do wcześniejszych traumatycznych okresów i wydarzeń historycznych: okupacji niemieckiej 1939–1945 („Żyjemy jak podczas okupacji. Sklepy puste, godzina policyjna już od 20.00, patrole kursują”, s. 4) oraz do wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 r. Stosuje okupacyjną nomenklaturę do opisu instytucji reprezentujących władze stanu wojennego: budynek KW PZPR w Gdańsku nazywa Reichstagiem, funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa „komunistycznym gestapo” (s. 14).
Odnotowuje własne małe akty codziennego oporu: „Co wieczór bojkotuję godzinę policyjną, wychodzę z psem umyślnie po godzinie. Wiem, że to dziecinada, a jednak...” (s. 6), uczestniczy w akcjach organizowanych na wezwanie zagranicznych rozgłośni radiowych – 30 stycznia 1981 r. wystawia w oknie zapaloną świeczkę symbolizującą solidarność z prześladowanymi przez władze stanu wojennego. Coraz bardziej angażuje się w działalność opozycyjną. Wraz z poznaną podczas poszukiwań syna młodszą od niej Janką wykorzystują służbowy sprzęt autorki (radioaparat scanner) do podsłuchiwania komunikatów SB. Ostrzega śledzonego przez SB byłego rektora Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni Mikołaja Kosteckiego. Następnie kontaktuje Jana Krzysztofa Bieleckiego z Janką, którą nazywa „niezłomną” (s. 9). Sama zajmuje się kolportażem informacji, ostrzega kolejne osoby śledzone przez SB, pisze dla podziemnej prasy. Zaangażowanie w opozycyjną działalność jest dla niej sposobem na opanowanie lęku. Nie informuje o tym syna, ale odczuwa dumę z tego, że swoim zaangażowaniem wspomaga jego działalność. Janina Bielecka wspomina pośrednie kontakty z czołowymi działaczami opozycji: Bogdanem Lisem i Bogdanem Borusewiczem, pomaga szukać schronienia dla ukrywającego się Lisa. Zapiski z 1982 r. dokumentują kolejne manifestacje i protesty, rewizje w domu i represje wobec działaczy opozycji. Autorka dużo miejsca poświęca opisowi sytuacji Jana Krzysztofa Bieleckiego, który, zwolniony z pracy na Uniwersytecie Gdańskim, podjął zatrudnienie jako kierowca ciężarówki. Wspomina o emigracji niektórych znajomych, o kolejnych aresztowaniach. W 1983 r. odnotowuje przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie. Wspomina fatalną sytuację zaopatrzeniową: brak podstawowych artykułów spożywczych, rajstop, igieł i „głupiej gumki” (s. 38). Ostatni wpis, z 13 grudnia 1983 r., dokumentuje nastrój przygnębienia, zmęczenia i apatii. Autorka martwi się o syna, o ukrywającego się Bogdana Lisa, o działaczy Solidarności pozbawionych pracy.
Janina Bielecka pisze o swoich uczuciach: grozie, strachu (przede wszystkim o syna i znajomych działaczy „Solidarności”), o życiu w ciągłym napięciu. Odwołuje się do symboliki religijnej, uczestniczy w mszach za ojczyznę i patriotycznych manifestacjach, dokumentuje nastrój wzmożenia uczuć patriotyczno-religijnych. Autorytetami są dla niej księża: Jerzy Popiełuszko i Henryk Jankowski oraz papież Jan Paweł II. Jednak krytycznie ocenia jego wizytę w Polsce (16–23 czerwca 1983): „Ale mnie to boli, gdy On wita się z władcami tego kraju, z Jaruzelskim, Jabłońskim et consortes. Jakby ich aprobował, a przecież tak nie jest” (s. 32).
Dziennik Janiny Bieleckiej może być źródłem do badań nad środowiskiem opozycji w Trójmieście w okresie stanu wojennego, a także nad życiem codziennym i klimatem emocjonalnym lat 1981–1983.