Listy Ireny Solskiej do Jerzego Kornackiego
Listy Ireny Solskiej, skierowane albo do Jerzego Kornackiego albo do Kornackiego razem z żoną są rzadkim dokumentem jej pracy na Dolnym Śląsku w latach powojennych. Dowiadujemy się, że w r. 1946 artystka miała 95 ognisk ochotniczych, którym musiała „organizować pomoc i kierować nimi”. Opowiada o trudnościach: „braku lokomocji”, braku lokalu, przeszkodach, robionych przez radę repertoarową. Przeprasza za czcionki niemieckie - „maszynka moja to inwalidka wyciągnięta z piwnicy” (12.10.1946). Opisuje przeprowadzkę którą musiała odbyć na „traktorze wojewodzkim” z „Kroliczej Nory” w Karlowicach do Szkoły Baletowej: „Powrót z rzeczami był imponujący – postawili mi fotel najwygodniejszy – maszyna na kolanach – zajechałam do nowego locum, które będzie bardzo miłe o ile Wojewodztwo zdecyduje się odremontować pokoje w których chcę urządzić CZYTELNIĘ MŁODZIEŻOWĄ i kursy dramatyczne z małymi pokazami – pewno każą czekać rok – jak przed rokiem – znudzi mnie to ciągłe STOP i urządzę coś nieoczekiwanego” (21.02.1947).
Wiele fragmentów dotyczy stricte pracy artystycznej. „Teatr, który pragnę zorganizować - byłby jednak teatrem uproszczonych form - autor i aktor – to co było na Żoliborzu dało jednak ciekawe wyniki” - pisze już w pierwszym liście (12.10.1946), powołując na doświadczenie prowadzonego przez nią w latach 1930. Teatru im. Żeromskiego.
Najwięcej miejsca poświęca planom wystawienia sztuki autorstwa Libury pt. Apel Poległych, którą określa jako „żarliwy rapsod” (21.02.1947). Chciałaby ją wystawić „w wielkiej Hali Stuletniej podczas Wystawy Wroclawskiej” (5.03.1947). Losy sztuki jednak były nieszczęśliwe. W liście z 4.04.1947 wyjaśnia szczegóły sytuacji: „Repertoarowa NIE ZABRANIA wystawienia sztuki[,] KRYTYKUJE.... to bardzo utrudnia całą akcję”. Prosi o pomoc w tej sprawie.