Lidia Przedpełska do Wiktora Martina, 9.01.1942
Lidia Przedpełska w korespondencji do swego zięcia, Wiktora Martina, narzeka na coraz rzadszy kontakt listowny między nimi. Wspomina również o córce Hali (Halinie Martin, która została w okupowanej Polsce). Autorka bardzo cierpi z powodu śmierci swego męża, Wiktora Przedpełskiego. Przyznaje, że już rozumie zwyczaj palenia żon po śmierci męża, konstatując, że lepsza śmierć od samotnego, powolnego konania. Nadawczyni listu czuje się niepotrzebna i pozbawiona partnera, z którym mogłaby dzielić się miłością. Widzi siebie przede wszystkim w roli cerbera, ale także pokojówki, kucharki, praczki, posługaczki i szofera. Tłumaczy, że w ostatnich czasach utrzymanie służącej, która zajmowałaby się również gotowaniem, kosztowałoby ją co najmniej 80 dolarów miesięcznie. Wcześniej miała pomoc domową, która przychodziła na 3–4 godziny dziennie. Służąca odeszła tydzień temu. Wówczas Lidia Przedpełska sama przejęła wszystkie obowiązki. Na koniec listu zapewnia jednak adresata, że jest wystarczająco silna, i żeby się o nią nie martwił. Potrzebowała tylko się komuś wyżalić.