Historia jednego życia 1939–1945
Zofia Polanowska opisuje swoje pobyty w obozach pracy przymusowej podczas II wojny światowej i przeżycia z tym związane. Wspomnienia są próbą autobiografii; stanowią część dziejów pokolenia wojennego. Pośrednim celem jej tekstu było ujawnienie i upowszechnienie wiedzy o łódzkim obozie pracy, w którym przebywała. Dzięki informacjom Polanowskiej Instytut Pamięci Narodowej zweryfikował zgromadzoną dokumentację, ustalając, że w tym obozie działała szkoła z internatem. Autorka zaznacza, że minęło pięćdziesiąt lat od zakończenia wojny, która odcisnęło niezatarte piętno na jej generacji, a mimo upływu czasu wydarzenia, które zachowała w pamięci, są dla niej jak powtarzający się koszmar.
Polanowska urodziła się w Gdyni, do której na początku lat 20. XX w. przenieśli się jej rodzice. Beztroskie dzieciństwo przerwała nagła śmierć jej starszej o kilka lat siostry. Jako najlepsza uczennica w klasie Zofia miała wysokie poczucie własnej wartości, była często nagradzana i stawiana innym za wzór. Z powodu bardzo dobrych wyników mogła podjąć nieodpłatnie naukę w gimnazjum. Spokojną i obiecującą przyszłość przerwał wybuch wojny we wrześniu 1939 r. Po kapitulacji Gdyni polskie rodziny były zmuszone do opuszczenia swych domów. Na pobyt w mieście zezwolono tylko Kaszubom, których uważano za ludność pochodzenia niemieckiego. Autorka podkreśla, że nie było to oczywiste dla Kaszubów, którzy – jak pisze – częściej czuli się Polakami i nie chcieli wstępować do Wehrmachtu. Nastoletnia Zofia, jej matka i niespełna roczny brat wyjechali w wagonie bydlęcym w okolice Kalisza. Osiedlili się w pobliskim Stawiszynie. Autorka pisze o bardzo skromnych warunkach mieszkaniowych. Wspomina o represjach stosowanych wobec Żydów, inteligencji i duchowieństwa. Zamknięcie szkoły uniemożliwiło jej naukę, musiała zajmować się małym bratem, podczas gdy matka pracowała. Staje się to przyczyną jej rozgoryczenia. Jak wyznaje – czuła wówczas, że straciła sens życia. W 1942 r. trzynastoletnia Zofia została wywieziona z grupą rówieśników i rówieśnic do obozu pracy przymusowej. Dzieci przetransportowano w bydlęcych wagonach do Magdeburga. Tam zostały podzielone ze względu na wiek, który określał ich fizyczną zdolność do pracy. Autorka znalazła się w miejscowości Moser, gdzie pracowała na plantacji szparagów. Zarówno zakwaterowanie, jak i wyżywienie były tam fatalne. Polanowska stwierdza, że dzieci traktowano jak niewolników. Po zakończeniu zbiorów na plantacji trafiła do biura wysyłającego robotników i robotnice do pracy, ale została zwolniona i musiała samodzielnie wrócić do domu. Autorka podkreśla, że podróż była niebezpieczna, zwłaszcza dla dziewczyn, jednak dotarła do Kalisza. Radość z powrotu nie trwała długo, bo ponownie skierowano ją do obozu pracy przymusowej. Przebywała w obozach przejściowych w Poznaniu, Stargardzie Szczecińskim i Słupsku. Nieludzkie warunki i zniewagi były dla niej traumatycznymi doświadczeniami. Mycie się w zbiorowych łaźniach oraz powtarzające się odwszawiania pozbawiały ją poczucia godności. Zofia pracowała w okolicach Słupska, a nowi gospodarze traktowali ją dobrze, prawdopodobnie dlatego – jak przypuszcza – że była blondynką. Postanowili też pomóc jej w powrocie do domu i dali pieniądze na podróż. We wrześniu 1944 r. Zofia została wywieziona do Łodzi na przeszkolenie ślusarskie. Później rozpoczęła przymusową pracę w fabryce zbrojeniowej.
Trzeci i ostatni powrót Polanowskiej do Kalisza zbiegł się w czasie z wkroczeniem Armii Czerwonej i 1 Armii Wojska Polskiego. Autorka zaznacza, że po raz pierwszy płakała wtedy ze szczęścia. Powrót do normalności, do rodzinnego domu w Gdyni i przede wszystkim do szkoły były spełnieniem marzeń nastolatki. Możliwość kontynuowania nauki, harcerstwo i działalność patriotyczna stały się istotnymi elementami jej tożsamości i dalszego życia.