Dziennik Maryni
„Dziennik Maryni” to charakterystyczny przykład bardzo popularnego we Francji typu dzienniczków, w których matki zapisywały historie życia swoich dzieci. Pierwszy wpis zawiera dokładną data przyjścia na świat Maryni Malewskiej: „Marynia urodziła się w Petersburgu, podług kalendarza koronnego 7 grudnia, podług Litewskiego 25 listopada w dzień stej Katarzyny, w Niedzielę o wpół do szóstej z rana” (k. 4r). Pierwsze miesiące jej życia upłynęły, ku zaskoczeniu matki, bez większych kłopotów – Marynia okazała się silnym, spokojnym i bardzo pogodnym dzieckiem, które sprawiało rodzicom wiele radości. Wpisy Heleny Malewskiej-Szymanowskiej uwidaczniają jej silną emocjonalną więź z córką – autorka przejmuje się każdym jej przypadkowym upadkiem, ze szczególną troską pisze o Maryni szczególnie wówczas, gdy ta zapada na szkarlatynę. O wielkiej czułości Heleny do córki świadczą przede wszystkim emocjonalnie nacechowane określenia, jakimi ją obdarza. Samo imię dziecka – w zdrobniałej formie „Marynia” – pojawia się w dzienniku stosunkowo rzadko, dużo częściej autorka stosuje formy takie jak: „Kokoko”, „Tiunia” czy „Titutka”. Gdy po kilku tygodniach choroby córka zaczyna wracać do zdrowia, Malewska-Szymanowska pisze o niej z rozrzewnieniem: „Zaczyna się robić bardzo zabawna. Bawi się z lalką, sama podnosi główkę i chce siadać podaje ręce i zna swoje imie a ja zaczynam ją un peu beaucup [bardzo – red.] kochać” (k. 5v). W kolejnych, nacechowanych emocjonalnie wpisach autorka odnotowuje ważne wydarzenia z życia córki: skończenie przez nią pół roku czy przyjęcie szczepionki przeciwko ospie – przez wiele tygodni poprzedzających zabieg w dzienniku daje się zauważyć maskowane napięcie matki, które punkt kulminacyjny osiąga w dniu wizyty lekarza: „Pietroff zaszczepił jej dziś ospę daj Boże żeby się szczęśliwie przyjęła” (k. 10r). O piętnastomiesięcznej córce diarystka pisze: „[…] co dzień się robi ładniejsza i milsza i co dzień ją bardziej kocham u Franciszka takoż w wielkich jest łaskach sczego bardzo się cieszę” (k. 11r). Gdy Marynia kończy siedem lat, autorka pisze o niej z nieukrywaną dumą: „Na swój wiek nadzwyczaj wiele umie […] i bardzo dobrze mówi czterema językami” (k. 17r). Z biegiem czasu wpisy stają się coraz rzadsze – o ile w pierwszych tygodniach życia dziecka pojawiają się niemal codziennie, o tyle z czasem pomiędzy kolejnymi mijają tygodnie, a niekiedy nawet miesiące. Swoistymi „punktami granicznymi” narracji stają się kolejne urodziny i skrupulatne odnotowywanie listy prezentów otrzymanych przez Marynię.