Dziennik: 11.07.1997–1.08.1998
Pierwsze karty dziennika wypełniają zawierają relacje z przebiegu wielkiej powodzi w 1997 r. w południowej Polsce. Maria Grabowska pilnie śledzi wszystkie doniesienia medialne na temat akcji ratunkowej organizowanej przez wojsko i władze lokalne – z jednej strony dostrzec można tutaj typowy dla niej przejaw troski o potrzebujących ludzi, z drugiej zaś martwi się o życie i zdrowie swojej prawnuczki, Zosi, która tuż przed pęknięciem wałów na Odrze wyjechała na południe Polski na obóz harcerski. Pomimo regularnych listów i telefonów od prawnuczki oraz opiekunów, że wszystko przebiega bezproblemowo, a dzieci nie są w niebezpieczeństwie, Grabowskiej nie opuszcza niepokój o ich los aż do ich powrotu do Poznania.
Po przekroczeniu 80. roku życia Grabowska jako diarystka była coraz mniej nastawiona na przekazanie innym osobom jakichś informacji w dzienniku osobistym który był wówczas już raczej okazją do tekstowej rozmowy autorki z samą sobą. W tym dzienniku po raz pierwszy artykułuje ona to wprost: „Jeszcze został mi ten raczej nałóg niż potrzeba pisania. Bo to są rozmowy samej z sobą. W braku innych rozmówców. Rówieśnicy pomarli, a młodsze pokolenia żyją w nowym, innym świecie, który jest mi obcy, nawet niedostępny dla mego humanistycznego umysłu” (k. 10v). Dużo miejsca poświęca zgonom dwóch znanych, bardzo bliskich jej ideologicznie osób: księżnej Diany oraz Matki Teresy z Kalkuty. Zwłaszcza w tym pierwszym przypadku pełna jest żalu i złości wobec wszystkich, którzy doprowadzili do śmierci księżnej: „Paparazzi nie udzielali im pomocy i jeszcze robili zdjęcia, licząc na ogromne sumy, jakie na tym zarobią. Kilkunastu z nich zostało aresztowanych, toczy się ich proces. Oni są winni tej śmierci, ale nie tylko oni. Także ci, co płacili bajońskie sumy za ich zdjęcia, i ci, co chcieli je oglądać w prasie i płacić za to” (k. 18r).
Wraz z wiekiem u autorki pojawia się coraz więcej dylematów moralnych. Szczególne miejsce zajmują rozważania nad wzrostem brutalności i morderstw wśród młodzieży: „Tak myślę: gdyby ogłoszono referendum, czy przywrócić karę śmierci, głosowałabym za czy przeciw? Nie wiem. […] A kilka dni temu zginął w Poznaniu dwunastoletni chłopak. […] Szybko ujęto sprawcę, piętnastoletniego kolegę. Za czy przeciw? Czeka go poprawczak do pełnoletności, a potem więzienie. Po tej »szkole« wyjdzie na wolnośc zdeklarowany bandyta. Za czy przeciw? Jeśli za – to co z piękną chrześcijańską ideą przebaczania? »Jako i my przebaczamy...«. Jeśli za, to i mój grzech zabójstwa. Więc co? Co począć?” (k. 33v). Dużo miejsca w dzienniku poświęca również swoim próbom pomocy bezdomnym, których koczowisko odkryła przypadkiem na skraju Parku Sołackiego. Pomimo swojego wieku gorliwie zabrała się do organizowania dla nich ubrań, lekarstw oraz żywności, a także do wyprowadzania ich z nałogu alkoholowego. Niestety, w dniu, w którym postanowiła pochwalić się prawnuczce swoimi osiągnięciami, obie zastały wszystkich bezdomnych w środku alkoholowej libacji, co podkopało opinię autorki na temat własnych możliwości naprawy świata. Poza tym w dzienniku znaleźć można dużo krótkich wzmianek na temat rodziny, stanu zdrowia Grabowskiej oraz losów nielicznych żyjących przyjaciół. Jak za dawnych lat, tak i w tym dzienniku obszernie relacjonuje ona także pielgrzymki Jana Pawła II (Kuba) i najważniejsze wydarzenia na świecie.