Czasy wielkiego handlu
Autorka opowiada o wyjazdach w celach handlowych w czasach PRL-u w latach osiemdziesiątych. Pierwsze swoje doświadczenia z handlem uznaje za skromne, jako osoba z wyższym wykształceniem wstydziła się nim zajmować. Pisze, że kiedy pojechała z mężem na wycieczkę zakładową do Czech (w pasie przygranicznym), okazali się jedynymi osobami, które poszły zwiedzać góry. W tym czasie, jak się potem ze zdziwieniem dowiedzieli, ich koledzy dokonali transakcji i nie czekając na nich, odjechali. Następnie autorka opisuje szczegółowo wycieczkę na Węgry, kiedy to dała się namówić do zabrania ze sobą z Polski rzeczy, które tam bardzo korzystnie sprzedała. Przyczyniło się to do pokonania bariery psychologicznej. Autorka opisuje kolejne wycieczki, które robiła z całą rodziną własnym samochodem. Opisuje okres, w którym wyjeżdżało się do Krajów Demokracji Ludowej (KDL) na wkładki paszportowe: za każdym razem trzeba było stać w kolejce w biurze paszportowym Milicji Obywatelskiej, czasem nawet dwie doby. Autorka wspomina, jak brała pożyczki w kasie zapomogowo-pożyczkowej. Dawano wtedy czeki, pozwalające na wymianę w dowolnym kraju KDL.
Handel sprawił, że rodzinie powodziło się coraz lepiej. Od znajomych dowiadywała się, co zabrać i gdzie sprzedać. Z czasem rodzina zaczęła zabierać nieco więcej towaru, niż było dozwolone na przejściach granicznych; kupowała dolary i przewoziła je pod bielizną, handlowała także rzeczami z Pewexu, które można było wywieźć bez cła (najczęściej dżinsami i kryształami). Pamiętnikarka wyznaje, że w podróżach towarzyszył jej strach. Kiedy autorka i mąż dostali prawdziwe paszporty, mogli wyjeżdżać do takich krajów, jak Turcja, Grecja czy Jugosławia. Tam także handlowali, choć podczas podróży zwiedzali też zabytki i muzea. Autorka opisuje handel w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, który uznaje za opłacalny, ale niebezpieczny. Twierdzi, że polscy celnicy na ogół przymykali oczy na handel umiarkowanych rozdziałów. Autorka opisuje celniczki rosyjskie jako bardzo nieprzyjemne, a celników z Niemieckiej Republiki Demokratycznej jako szykanujących podróżnych. Pamiętnikarka odnotowuje, że niektórzy „przemytnicy”, jak ich określa, potrafili w czasie jednej podróży wzbogacić się cztero-, nawet pięciokrotnie. Byli też tacy, którzy bali się większego ryzyka, ale i tak handlowanie się im opłacało. Jak zauważa, do tej kategorii należała ona sama i jej bliscy.