b.t. [Moja historia jako…]
Jest to zapis doświadczeń bezrobotnej, młodej kobiety (30 lat). Pamiętnik ten jest w dwóch częściach. Pierwsza, krótsza, pisana była w grudniu 2000 r., w pierwszych tygodniach od momentu utraty pracy przez jego autorkę. Dowiadujemy się, że pracowała ona w małym osiedlowym sklepiku i została zwolniona z końcem listopada. Początkowo nie zmartwiła się tym, bo i tak nosiła się z zamiarem zmiany pracy. Szybko jednak okazało się, że o nową pracę nie będzie łatwo. Mimo wszystko nie traciła nadziei, bo sądziła, że dostanie zasiłek dla bezrobotnych. W tym czasie zamierzała skończyć kurs komputerowy. Miała też więcej czasu dla rodziny (3 synów: 10, 8 i 5 lat), a także na naukę (od dwóch lat chodziła do zaocznego liceum ogólnokształcącego). W Urzędzie Pracy powiedziano jej, że zasiłek jej się nie należy, ponieważ była zarejestrowana tylko na pół etatu. Była załamana, bo mąż pracował jako dekarz i zimą miał mało pracy. Ona z wykształcenia była obuwnikiem, ale nigdy nie pracowała w tym zawodzie. Zaczęła przeglądać ogłoszenia w prasie, telegazecie i nawet w internecie - chodziła z synem do kawiarenki internetowej, wyszukiwał jej oferty. Niestety albo nie miała kwalifikacji, albo miała nieodpowiedni wiek. Musiała bardzo graniczyć wydatki. Święta były bardzo skromne. Na szczęście ubrania dla dzieci dostawała w większości od koleżanek. Na początku stycznia miała wyznaczoną wizytę w pośredniaku, zamierzała błagać o jakąkolwiek pracę, żeby przetrwać jakoś do wiosny, kiedy zacznie się sezon w budownictwie. Złoży wniosek o dofinansowanie do czynszu. W razie konieczności, poprosi rodzinę o pomoc finansową.
O dalszych losach Renaty dowiadujemy się z dosłanego po roku dziennika, w którym na bieżąco zapisywała swoje przeżycia związane z poszukiwaniem pracy i trudną sytuacją materialną rodziny. Codziennie przeglądała ogłoszenia, ale rzadko trafiało się coś konkretnego. Zdarzało się, że prywatna agencja pośrednictwa pracy żądała wpisowego. Gdy sama dała ogłoszenie, to otrzymywała tylko oferty sponsoringu lub pracy w agencji towarzyskiej. Telefony od mężczyzn nękały ją od rana, niektórzy byli bardzo natrętni, nie zrażała ich odmowa, ani tłumaczenia, że ma męża. W desperacji rozważała nawet wyjazd za granicę do pracy, ale mąż nie chciał się na to zgodzić, ona też zresztą miała wiele obaw. Sytuacja finansowa rodziny stawała się coraz tragiczniejsza, brakowało na wszystko. Najbardziej bolało ją to, że nie może dzieciom zapewnić podstawowych potrzeb. Takie produkty, jak jogurty, owoce, czy witaminy kupowała sporadycznie, gdy trafiała się jakaś dodatkowa gotówka. Najstarszy syn nie mógł iść z klasą do kina, bo nie miał 8 zł na bilet. Musiał także odmówić pójścia na urodziny do kolegi, bo nie stać ich było na prezent. Sytuacja poprawiła się w kwietniu. Najpierw otrzymała 450 zł zapomogi ze szkolnego funduszu socjalnego. Mogli wtedy kupić ubrania dla dzieci (kurtki, spodnie, buty) i coś lepszego do jedzenia. Po raz pierwszy od miesięcy poczuła się normalnie. Mąż miał teraz więcej pracy (łapał też dodatkowe fuchy, jak malowanie, tapetowanie, itp.), a co za tym idzie i pieniędzy. Wkrótce znalazła pracę jako opiekunka do dziecka, obiecano jej, że będzie zarejestrowana na pół etatu. Szybko okazało się, że obowiązków ma znacznie więcej niż było mówione. Musiała prowadzić cały dom, prać, sprzątać gotować, a do tego mnóstwo innych rzeczy (np. przyszywanie guzików, robienie śniadań, zajmowanie się zwierzętami). Do tego pan domu prowadził firmę i w domu miał biuro, na Renatę spadły więc dodatkowo obowiązki sekretarki (odbieranie telefonów, wysyłanie faksów, udzielanie informacji, itp.). To wszystko za 600 zł miesięcznie. Pracodawcy nie wywiązywali się jednak z umowy należycie – zarejestrowali ją z dużym opóźnieniem, nie mogła się doprosić o podpisanie umowy o pracę, były także opóźnienia z płatnościami. Atmosfera w pracy też nie była najlepsza, bowiem małżeństwo przechodziło kryzys i ciągle były kłótnie. Na początku sierpnia okazało się, że się rozwodzą i mężczyzna wyprowadza się z domu. Dalsze zatrudnienie na starych warunkach stało się niemożliwe. Jeszcze przez kilka tygodni Renata pracowała u nich dorywczo, a w październiku musiała już szukać nowego zajęcia. Nie mogła od razu zarejestrować się w Urzędzie Pracy, bo nie mogła doprosić się świadectwa pracy. Znowu zaczęły się problemy finansowe. W listopadzie autorka wspomina o nawracającej depresji. Najpierw pojawia się załamanie, potem płacz, a potem nie chce się żyć. W grudniu podsumowuje rok, jako najgorszy w jej życiu. Do problemów finansowych doszło i to, że oddaliła się od męża.