Relacja Genowefy Wessels
Relacja rozpoczyna się od opisu wywózki rodziny autorki na Syberię. Genowefa Wessels pochodziła z rodziny chłopskiej. We wrześniu 1940 roku mieszkała w Kolonii Werbka, pow. Buczacz, woj. Tarnopol. W dniu 10 lutego 1940 r. cała rodzina została deportowana w głąb ZSRS. Autorka opisuje warunku transportu. Zaznacza, że przewożący ich pociąg był bardzo długi, ciągnęły go aż trzy lokomotywy. Po trzech tygodniach zesłańcy dotarli na miejsce przeznaczenia. Stało tam kilka drewnianych baraków, pełnych pluskiew i szarańczy. Ojciec autorki pracował przy budowie baraków, daleko od rodziny. Podczas pracy spadł z dachu i zachorował. Potem chciał uciec z Syberii, ale go zatrzymano i osadzono w więzieniu. Rodzina nie wiedziała nic o jego losach, ponieważ nie docierały do nich jego listy, przechwytywał je komendant osiedla. Całą czteroosobową rodzinę musiała utrzymać matka, która pracowała przy wyrębie lasu. Wiosną zachorowała i zabrano ja do miejscowego szpitala, w którym zatrudniano jedynie sanitariuszki. Po sześciu tygodniach matka autorki zmarła. Genowefa Wessels była najstarsza z rodzeństwa, więc podjęła się opieki nad siostrami, które również były chore. Zamykała je w pokoju, a sama chodziła na bagna zbierać jagody, które później sprzedawała, żeby kupić trochę chleba i zupy. Wkrótce siostry autorki (Bronisława i Cecylia) zabrano do sierocińca. Autorce udało się przetrwać jedynie dzięki życzliwości obcych ludzi. Latem trudniła się wyrobem małych miotełek. Po amnestii na mocy układu Sikorski–Majski ojca autorki zwolniono z więzienia. Autorka i jej ojciec otrzymali wiadomość, że są już wolni, ale nie udzielono im żadnej zapomogi na powrót do Polski. Ojciec wspólnie innymi zesłańcami budował tratwy, którymi później spławiali się w dół rzeki. Po odnalezieniu sierocińca, w którym umieszczono siostry autorki, okazało się, że dziewczynki zmarły. Tymczasem jedna z nich (Bronia) uciekła z ciężarówki, którą ją przewożono, i po kilku dniach została znaleziona w lesie. Była chora i głodna. Wielu Polaków wywieziono do Uzbekistanu wagonami towarowymi, ale tym razem wagony pozostawiono otwarte. W Guzarach (Uzbekistan) ojciec autorki wstąpił do wojska, ale wkróce zmarł. Autorka znowu musiała sobie radzić sama, przez trzy miesiące żywiła się jedynie dzkikimi ziołami. Wkrótce jednak pozostałych w Uzbekistanie Polaków przewieziono pociągiem do Kranowodska (ob. Turkmenbaszy w Turkmenistanie), a następnie przeprawiono statkiem przez Morze Kaspijskie do Pahlevi w Persji. Autorka zachorowała na tyfus. Po wyzdrowieniu zabrano ją do sierocińca w Teheranie, a później w Isfahanie (przeznaczonym jedynie dla dziewcząt). W 1943 r. autorka wraz z innymi sierotami popłynęła statkiem do Oudtshoorn w Południowej Afryce, do obozu wojskowego, którego połowa przeznaczona była na sierociniec dla polskich dzieci. Znalazło się tam dwieście jeden dziewczynek i dwustu dziewięćdziesięciu dziewięciu chłopców oraz pięćdziesiąt osób personelu. Na miejscu uruchomiono polskie szkoły, a raz w tygodniu odbywały się lekcje angielskiego. Autorka wstąpiła tam do harcerek. Była polska Imka, gdzie odbywały się polskie tańce, śpiewy, przedstawienia. Jesienią 1947 r. autorka zachorowała na płuca. Po trzech miesiącach kuracji w sanatorium wyszła za mąż za cudzoziemca, którego poznała dwa lata wcześniej w Port Elizabeth, kiedy była w szpitalu na operacji ucha. Autorka z uznaniem wypowiada się na temat swojego męża, z którym ma dwoje dzieci (syna i córkę) oraz pięcioro wnucząt.
Na końcu autorka dodaje, że spora grupa dzieci wróciła z Afryki do Polski. W 1992 r. w Warszawie odbył się zjazd dzieci z Afryki, a w sierpniu następnego roku podobny zjazd miał miejsce we Wrocławiu.