Relacja Poli Glick
Relacja bez daty (można jednak przyjąć, że spisano ją jesienią 1945 roku) dotyczy wydarzeń z okresu od września 1942 do 28 marca 1944 roku. Tekst otwierają informacje o deportacji autorki z Będzina do obozu przejściowego w Sosnowcu i dalej do obozu pracy w Zebrzydowicach. W następnej kolejności autorka przechodzi do szczegółowego opisu miejsca, w którym się znalazła. Zanotowała, że w zebrzydowskim obozie przebywało 310 mężczyzn i 8 kobiet, które zajmowały się pracami biurowymi i zajęciami „domowymi”. W biurze, gdzie pracowała, zgodnie z jej relacją pomagali również Żydzi z Holandii. Autorka miała okazję ich bliżej poznać i poświęciła im sporo miejsca, opisując ich stan emocjonalny oraz psychiczny. Odnotowała, że „przyzwyczajeni do przepychu” szybko załamywali się, a od września do połowy listopada dwudziestu z nich zmarło z głodu. W ich aktach zgonu, zgodnie z informacjami autorki, wpisywano „ogólne osłabienie”. ponieważ podanie głównej przyczyny – głodu – było niemożliwe. Pola zapisała również, że po jakimś czasie zaczęły się selekcje i – choć strażnicy twierdzili, że słabych i chorych wysyła się do obozów, w których praca jest lżejsza – więźniowie podejrzewali, że do Auschwitz wysyłani są na śmierć. Kolejna część relacji Poli dotyczy kar stosowanych w obozie – szczególnie w przypadku ucieczek. Autorka opisała konsekwencje, jakie spotkały dwóch holenderskich Żydów, którzy zdecydowali się na taki krok – skrępowani i pobici zostali oni doprowadzeni do obozu, gdzie kazano im położyć się nad miskami wody. By nie utopili się, strażnicy podtrzymywali im głowy przez cztery godziny strasząc innych więźniów konsekwencjami podobnych prób ucieczki. Złapanych holenderskich mężczyzn zaprowadzono na plac, na którym wychłostano ich batami z wplecionymi drutami. Wykonano około 25-50 ciosów, po czym „wypuszczono ich”
Autorka informuje w swojej relacji, że w krótkim czasie Holendrzy zostali wywiezieni, a ich miejsce zajęli Żydzi z Polski. Pola dodaje, że polscy Żydzi byli odporniejsi, ale również próbowali ucieczek. Przychodziło im to łatwiej, ponieważ znali zarówno język, jak i okoliczną ludność, która „była im przychylna”. Za próby ucieczek karano cały obóz – biciem, gimnastyką, brakiem papierosów, pracą w niedzielę lub zezwalaniem na załatwianie potrzeb fizjologicznych tylko raz na dobę. Pola odnotowuje, że obóz znajdował się przy drodze, dlatego miejscowa ludność świetnie wiedziała o jego istnieniu oraz o warunkach, jakie w nim panują. Często gdy Żydzi wychodzili z obozu (np. do lasu, by pogrzebać zmarłych) lub gdy Polacy przechodzili wzdłuż ogrodzenia, do obozu trafiały paczki żywnościowe. To, czy udało się je przemycić zależało od kaprysu strażników, którzy bardzo często je konfiskowali. Autorka wspomina, że w obozie był lekarz – francuski Żyd. Starał się on leczyć więźniów, jednak ci – z powodu niedożywienia i zbyt skąpej odzieży – często nabawiali się odmrożenia, chorowali i słabli.
Kolejna część relacji dotyczy kar stosowanych w obozie, w szczególności za ucieczki. Autorka skoncentrowała się na próbie, jaką podjęli dwaj holenderscy Żydzi. Aresztowano ich i doprowadzono do obozu skrępowanych i pobitych. Kazano położyć się brzuchami na ziemi, z głowami nad miskami wody. Żeby się nie utopili, strażnicy podtrzymywali im głowy przez cztery godziny i straszyli innych, że takie będą konsekwencje, jeśli ktoś jeszcze spróbuje uciec. Następnie zaprowadzono ich na plac, gdzie wychłostano batami z wplecionymi drutami – 25-50 razów. Potem "wypuszczono ich". Dodała, że w pół roku liczba zgonów sięgnęła 120. W krótkim czasie Holendrzy zostali wywiezieni, a ich miejsce zajęli Żydzi z Polski. Autorka dodała, że polscy Żydzi byli odporniejsi, ale też próbowali ucieczek, co przychodziło im łatwiej, bo znali język i okoliczną ludność, która "była im przychylna". Za podobne próby karano cały obóz biciem, gimnastyką, brakiem papierosów, pracą w niedzielę i zezwalaniem na załatwianie potrzeb fizjologicznych tylko raz na dobę. Pola wspomina, że od połowy marca 1944 roku powtarzały się pogłoski o likwidacji obozów pracy. Więźniowie spodziewali się transportu do obozu koncentracyjnego. Wielu mężczyzn planowało ucieczkę i dołączenie do partyzantki. Tekst kończy informacja, że 28 marca 1944 roku zlikwidowano obóz, a więźniów przewieziono do Blachowni Śląskiej. Dwa tygodnie później Blechhammer został połączony z Auschwitz, który oddano pod kontrolę SS i SA. Więźniom nadano numery i wytatuowano je.