Pawłowice
Anna Sławińska-Grabowska opisuje Pawłowice, majątek w pow. grójeckim, woj. mazowieckie, niedaleko Tarczyna, należący do Wiktora Przedpełskiego, ojczyma Haliny Martin, która zarządzała nim w czasie wojny. Wiktor Martin, mąż Haliny, jako przedstawiciel wielkiego przemysłu, był związany z Centralnym Związkiem Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów (Lewiatan) i stąd znał ojca autorki. Państwo Martinowie mieli dwie córeczki, Kaję i młodszą Basię. Na krótko przed wojną rodzina sprowadziła się do Warszawy. Po wybuchu wojny pan Martin znalazł się na emigracji, gdzie przez długi czas był skarbnikiem polskiego majątku uratowanego z pożogi. Jego żona z córkami zostały w kraju, schroniły się w Pawłowicach. Był to majątek obejmujący wiele hektarów ziemi ornej, współwłasność młyna w Tarczynie, cegielnię, bocznicę kolejową i żywy inwentarz. W czasie wojny stał się schronieniem dla wielu osób w różny sposób zagrożonych (wśród rezydentów dworu byli m.in. Aleksander Muszyński, burmistrz Ciechocinka, państwo Kazimiera i Ryszard Wernerowie, Wiktor Zołotariew, krewny Haliny Martin, jego matka i siostra, Janka Stępniewska z mężem i córką, świątkarz Karol Pawełek oraz osoby pochodzenia żydowskiego: Anna Wałek-Czarnecka z synem Włodzimierzem, który zmienił nazwisko na Martin; pani Libinowa z synem Krzysiem). Rodzina Sławińskich uciekła z bombardowanej Warszawy na początku września 1939 r. Znaleźli schronienie we dworze. Wkrótce w okolicy pojawili się Niemcy, jakiś czas nawet stacjonowali we dworze. Niemieckim zarządcą majątku był wtedy Bugisch, który kochał się w pani Halinie, kobiecie niezwykłej urody. Chociaż Pawłowice były daleko od działań wojennych, to ich skutki dawały się tam odczuć. Mała Ania często była świadkiem pojawiania się i znikania różnych osób, np. Zbigniewa Przedpełskiego, który uciekł za granicę. Pojawił się tam również Bolek Górecki (członek Armii Krajowej), przystojny młodzieniec, który z czasem nawiązał romans z panią Haliną. Rodzina Sławińskich wróciła do Warszawy późną jesienią 1939 r., ale do Pawłowic przyjeżdżała na każde wakacje i niektóre święta, do 1943 r., kiedy Niemcy definitywnie zabrali majątek. Dla Anny i jej siostry Zofii miejsce to kojarzyło się z dostatkiem i bezpieczeństwem. Opiekunką Basi i Kai była Zosia Laskówna (Trzebuniowa), zwana Kitką. Wszystkie dzieci do niej lgnęły. Organizowała dla nich wspólne zabawy. Dzieci w Pawłowicach było kilkanaścioro, a wśród nich stali mieszkańcy, ukrywane dzieci i wakacyjni goście z Warszawy. Autorka opisała codzienne życie we dworze, wspomniała o licznych romansach, jakie nawiązywały się między jego mieszkańcami. Jeden z nich zakończył się nawet ślubem. W tekście przedstawione zostały też stosunki, jakie panowały pomiędzy fornalami z czworaków i rolnikami a „państwem ze dworu”. Spory fragment poświęcony był gospodarczej stronie funkcjonowania majątku. Pani Martin musiała odprowadzać Niemcom spore kontyngenty, co wymagało od niej dużego sprytu, żeby zostało wystarczająco żywności, by pomagać wszystkim potrzebującym. Ważnym elementem życia Pawłowic były wieczory autorskie, na które sprowadzano znanych artystów i inne ciekawe osoby z Warszawy (m.in. Leopolda Staffa, K.W. Zawodzińskiego). Prelegenci opuszczali dwór suto wynagrodzeni zapasami jedzenia. Autorka wspomina konkurs na podobiznę Haliny Martin, który cieszył się bardzo dużą popularnością. Na końcu tekstu Anna Sławińska-Grabowska napisała o zdewastowanym, częściowo opuszczonym dworze, który zobaczyła po latach wraz ze swoją siostrą Zosią podczas wizyty w Pawłowicach.