Zapiski lewicowej eserówki, skazanej na śmierć przez sąd niemiecki na Ukrainie. 1918–1919
Zapiski Kachowskiej mają charakter dziennika – zostały ułożone w porządku chronologicznym, a kolejne wpisy opatrzono datą dzienną. Pomiędzy nimi znajdują się również brudnopisy jej listów do bliskich. Pierwszy wpis pochodzi z 22 sierpnia (1918 r.), wkrótce po osadzeniu autorki w więzieniu i skazaniu jej na karę śmierci (za współorganizację zamachu na Hermana von Eichhorna, niemieckiego feldmarszałka dowodzącego siłami okupacyjnymi na Ukrainie).
W wieczór, poprzedzający zaplanowane wykonanie wyroku kary śmierci, pisze: „[…] ostatni spokojny dzień. Jutro śmierć […]. Tak wiele mam do przeżycia, że nie wystarczy czasu do śmierci – nie potrafię jej pokochać i cieszyć się na myśl o niej”. Mimo to Kachowska w ostatnich listach podtrzymuje na duchu innych członków ruchu rewolucyjnego, martwi się o bliskich i dba o towarzyszy. Upłynęło kilka dni, ale wyrok nie został wykonany. W tym czasie Kachowska napisała pożegnalne listy do członków partii, zawierające opis tortur, którym zostali poddani inni organizatorzy zamachu – wspomina o Borysie Dońskim, który został stracony, i o Guku Sobczenko, który na skutek tortur postradał zmysły. Kachowska napisała również do matki Dońskiego (w nagłówku listu znajduje się adres Anny Pietrowny Dońskiej) o okolicznościach poznania jej syna. W liście znajduje się następująca charakterystyka Dońskiego z ostatnich dni jego życia: „To było spokojne, ciche męstwo”.
Kachowska napisała również pożegnalny list do swojej matki. Poprosiła w nim o wybaczenie wszystkich cierpień, które jej zadała. Próbowała tłumaczyć swoje motywacje, znaczenie walki o prawo ludzi do lepszego życia. Wyznała jej też bezgraniczną miłość: „Moja dusza – zarówno żywa, jak i martwa – jest z Tobą”. Postać matki oraz miłość, którą ją darzy, pojawia się również w dziennikowych fragmentach tekstu, w których Kachowska wspomina swoje dzieciństwo. Autorka snuje refleksje na temat ruchu rewolucyjnego. Rozważa, na przykład, kwestię terroryzmu w kategoriach filozoficznych. Poucza towarzyszy, że należy wspomóc bolszewików w ich dążeniach do podpisania traktatu brzeskiego. Pisze o błędach popełnionych przez lewicowy odłam eserów (do których sama należała).
Mimo upływu ponad dwóch miesięcy wyrok na Kachowskiej wciąż nie został wykonany. Chociaż początkowo autorka wydawała się pogodzona ze swoim losem, później popadła w apatię. Pisała o odgłosach słyszanych zza murów więzienia: „Na ulicy śmiech, pełno słońca, śpiewy, spotkania, gazety […]. O naszej sprawie wszyscy zapomnieli […]”. Z początkowych fragmentów drugiego zeszytu wynika, że wykonanie wyroku śmierci na Kachowskiej zostało odroczone na nieokreślony czas. Następnie autorka wspomina o zamachu na von Eichhorna, pokrótce opisuje także śledztwo w tej sprawie. W listach prosiła o pomoc dla chorego Sobczenki, opisywała warunki, w których ten przebywa. Z biegiem czasu w mieście zmieniały się kolejne władze – w tak dynamicznej sytuacji politycznej powoli zaczęto zapominac o skazanych. Kiedy jednak władzę objął Petlura (naczelny dowódca wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej, który w 1919 r. został jej prezydentem), do cel więziennych napłynęły kwiaty, owoce, czekolada, mleko i masło. Autorka pisze o książkach, które im wówczas przekazano. Jednak są to tylko chwile – najczęściej więźniowie są zapominani na długie miesiące: „[…] wszyscy siedzą nadzy, źli. Bez cukru, bez mydła, bez ubrań […]. Nie można się umyć, uprać, ani spotkać z lekarzem. Niektórzy siedzą nawet po 5–6 miesięcy bez wezwania na przesłuchanie”. W tej niestabilnej sytuacji najbardziej przerażała Kachowską myśl, że do władzy mogą dojść Kozacy – dlatego też postanowiła popełnić samobójstwo. W liście prosiła przyjaciółkę, Nadię, o truciznę. Określła dokładną dawkę, która jest jej potrzebna. Pisała: „[…] zbyt długo żyłam myślą o śmierci. Teraz to śmierć jest mi bliższa niż życie. Wykorzeniłam się z życia. Strasznie i niedorzecznie jest mi teraz żyć”. Prosiła również, by Nadia odwiedziła jej matkę – uspokoiła ją i zapewniła, że Kachowska wkrótce zostanie zwolniona – a następnie podała truciznę także jej. W ten sposób wyraziła niepokój o dalsze losy matki, obawę przed czekającymi ją cierpieniami i torturami. Tłumaczyła to tak: „To nie jest niemoralne, Nadiu. Niemoralne jest tylko to, co naraża ludzi na cierpienie. A to wszystko, co przynosi ulgę w ich cierpieniu – jest moralne”.
Zapiski w tym miejscu urywają się, ale wiemy, że autorka ostatecznie nie popełniła samobójstwa. 24 lutego 1919 r. została zwolniona z więzienia.