Dziennik z 1944 (Warszawa-Praga)
Dziennik rozpoczyna się od informacji o wybuchu powstania w Warszawie. Larysa Zajączkowska-Mitznerowa zanotowała, że dowiedziała się o tym podczas rodzinnego obiadu, bardzo się ucieszyła i miała nadzieję, że okupanci zostaną pokonani. Autorka nadmienia, że Niemcy byli wówczas zdezorientowani i w obawie przed ofensywą sowiecką przygotowują się do opuszczenia miasta. Mieszkańcy Saskiej Kępy, biorąc pod uwagę możliwość wysadzenia mostów, masowo uciekali na lewą stronę Wisły, przerażeni przypuszczeniem, że front przejdzie przez prawobrzeżną część Warszawy. Larysa wraz z rodziną spędziła wieczór i noc w piwnicy z powodu bombardowań i ostrzeliwań. Następnego dnia Niemcy sprawdzali piwnice, poszukując powstańców. Autorka podkreśla młody wiek niemieckich żołnierzy. Lokatorzy kamienicy zostają zobowiązani do wyżywienia trzydziestu żołnierzy Wehrmachtu. Po sześciu dniach znajomi powstańcy przynieśli wiadomość o końcu powstania na Saskiej Kępie. Niemożliwe stało się skomunikowanie dwóch części miasta oddzielonych rzeką. Zajączkowska-Mitznerowa pisze o kradzieżach żywności, których dopuszczają się Niemcy, oraz o stałym ostrzale kamienicy. Część ścian została zburzona, a matka autorki, przebywając w kuchni, musiała chodzić na czworakach, żeby uniknąć świszczących kul. Larysa często rozmawiała z niemieckimi żołnierzami, którzy zostali ulokowani w jej okolicy; młodzi mężczyźni pochodzący z różnych rejonów Rzeszy, narzekali, że mają dość wojny, jest im żal mieszkańców i powstańców, jednak muszą wykonywać rozkazy. Jednym z bardziej dramatycznych wydarzeń podczas powstania, jakie opisuje autorka, jest rewizja w kamienicy, gdzie mieszkała, i posądzenie jej lokatorów o dywersję. Zajączkowska-Mitznerowa negocjowała z Niemcami, którzy zamierzali rozstrzelać wszystkich mężczyzn i zniszczyć budynek za pomocą materiałów wybuchowych. Autorka pisze, że dzięki jej interwencji niemiecki porucznik zmienił zdanie i odwołał rozkaz. Wspomina, że była tak roztrzęsiona i zdenerwowana, że wypiła szklankę wódki. Opisuje codzienne życie i trudności związane z życiem codziennym podczas okupacji, m.in. częste zmiany miejsca pobytu. Pisze, że wielu mężczyzn z Pragi zmuszano do kopania rowów i umacniania niemieckich fortyfikacji. Zajączkowska-Mitznerowa wspomina, że gdy Niemcy zestrzelili14 sierpnia brytyjski samolot Liberator z pomocą dla powstańców, który spadł w Parku Skaryszewskim, warszawiacy pochowali poległych lotników. W połowie sierpnia okupanci zarządzili wysiedlenie ludności z terenów położonych na zachód od ulicy Francuskiej. Autorce udało się wyciągnąć z transportu schorowanego ojca. Sąsiadów z kamienicy Zajączkowskiej-Mitznerowej skierowano do obozu przy ul. 11 Listopada. We wrześniu do miasta dotarła Armia Czerwona. Autorka zwraca uwagę, że byli w niej także żołnierze z Armii Berlinga, ale większość z nich słabo mówi po polsku, wśród oficerów zaś zauważa tylko Rosjan i Żydów. W armii radzieckiej, jak zapisuje, służyło wiele kobiet, zwykle nieróżniących się pod względem zachowania od mężczyzn. Żołnierze chętnie rozmawiali z mieszkańcami Warszawy, Rosjanie śpiewali melancholijne i poruszające pieśni. Ten obraz został przez autorkę skontrastowany z przekazem o gwałtach i innych przestępstwach, które często popełniają. Żołnierze notorycznie kradną, co autorka interpretuje jako nieuleczalny brak szacunku dla cudzej własności. W jej ocenie Sowieci nie są zbyt inteligentni, ale za to posiadają – jak to określa – „chłopski spryt”. Zajączkowska-Mitznerowa zdawkowo opisuje śmierć i pogrzeb ojca. Po tym zdarzeniu wpisy pojawiają się coraz rzadziej. Wspomnienia kończą się uwagami na temat oddziałów Armii Czerwonej, które odnoszą zwycięstwo nad Niemcami. W styczniu 1945 r. autorka zapisała, że rozpoczyna pracę w „Życiu Warszawy” jako redaktorka.