publikacje

Wróć do listy

Dzienniki (t. 17)

Wpisy w kolejnym tomie dziennika zaczynają się jesienią 1919 r. Diarystka opisała sytuację swojej rodziny na Litwie. Ciocia Klosia (Klotylda Potworowska), przebywająca cały czas w Mińsku, znalazła się w tamtejszym szpitalu z powodu dyzenterii. Od wuja Hieronima Kieniewicza Janina dowiedziała się, że choroba uratowała ciotkę od wywiezienia przez bolszewików: „Znajdowała się najprzód z wszystkimi naraz zakładnikami (paręset osób) w wielkiej ciasnocie w więzieniu, a pielęgnowała ją Żydówka. Dopiero potem przeniesiono ją do szpitala, gdzie ją pielęgnowała Polka i gdzie szczęśliwie o niej zapomniano. W. Rucio [Hieronim Kieniewicz] mówił, że wyglądała strasznie, zupełnie jak fotografie Indusów umierających z głodu w Indiach. Ciało jej było pokryte ranami od robactwa, a oprócz tego cała w sińcach – bo ile razy musiała wychodzić, była za słaba, aby się utrzymać na nogach, i padała. Wskutek niewygód w dyzenterii dostała wysięku w płucach – ale jej żelazna natura i to przetrzymała” (k. 2). Klotylda została przewieziona do Bolcienik, gdzie zajęły się nią córka Jadwiga i matka Janiny. Ciotka umarła 6 października. Choroba i śmierć ciotki Klotyldy skłoniły diarystkę do wspomnień i refleksji nad charakterem zmarłej oraz relacjami z nią.

Janina wraz z mężem cały czas przebywali w Poznaniu, gdzie zamierzali urządzić się w mieszkaniu przy ul. Ogrodowej. W Poznaniu gościło wówczas wielu przybyszów z tzw. Kresów wschodnich. Część rodziny Adama także postanowiła osiedlić się w tym mieście: „W Poznaniu więc zamieszkają Jasiowie Żółtowscy z Czacza, Jadwisia Żółtowska z Wargowa z synami, Mama i Zosia po sprzedaży Strońska” (k. 6). Adam Żółtowski przyjął posadę profesora na Uniwersytecie Poznańskim. Otrzymał także nominację na posadę dyplomatyczną a w Tokio. Okazało się jednak, że w przypadku wyjazdu do Japonii Żółtowski mógłby stracić posadę na uniwersytecie, dlatego bardzo długo zastanawiał się nad przyjęciem propozycji wyjazdu. W końcu zdecydował się nań. Przez kilka miesięcy wyjazd był opóźniany ze względu na zamieszanie spowodowane kryzysem w rządzie. Ostatecznie, ze względu na zmianę rządu, do wyjazdu nie doszło. Do Poznania przyjechała na kilka tygodni krewna Adama, Matylda Sapieżyna (nazywana Tildy), pochodząca z austro-węgierskiej rodziny szlacheckiej Windisch-Grätz, córka hr. Ludwiga Josefa, właściciela dóbr Sárok-Patak, oficera wojsk cesarskich, oraz Valerie z hr. Dessewfly von Csernek und Tárkö. Początkowo mieszkała u Janiny i Adama, jednak autorce trudno było się z nią porozumieć ze względu na poglądy polityczne: „Właściwie każde słowo ją raniło. Mówiono o Grenzschutzu, o plebiscycie na Szląsku, o stosunku marki polskiej do niemieckiej – i właściwie czułam, że ona wciąż czeka jakiegoś wywyższenia dla Niemców i jakiejś klęski dla nas” (k. 10). Żołtowscy urządzili zjazd rodzinny. Autorka opisała spotkania towarzyskie i ważne wydarzenia, takie jak uroczyste przedstawienie w teatrze z okazji wizyty Piłsudskiego w Poznaniu. Spotkała się m.in. z Augustem Cieszkowskim, Szembekami, Olgierdem Czartoryskim, Szołdrskimi, Potulickimi.

Pod koniec listopada Żółtowscy pojechali do Warszawy, gdzie byli już rodzice Janiny. Spotkali się też ze znajomymi. Tymczasem upadł rząd Paderewskiego i nastąpił kryzys polityczny w państwie. W środowiskach politycznych wiele osób miało postawy antysemickie, często podejmowano rozważania na temat udziału ludności żydowskiej w rewolucji społecznej i związkach Żydów z bolszewizmem. Autorka w dzienniku zanotowała swoje refleksje na ten temat, stwierdzając, że „Dzisiejsze, chaotyczne czasy stały się polem do wszelkich legend i terenem dla wszystkich szalbierstw. Trudno mi w to uwierzyć, ażeby Żydzi byli naprawdę potęgą złego? Czy oni zatruli liberalizm, czy on sam w sobie taki trujący, któż odgadnie? Żeromski i Przybyszewski nie byli Żydami, a wpływ ich niemniej był zgubny. Chorzy czujemy się, nieszczęśliwi i bezsilni, a żal i gniew na Żydów ochrania naszą miłość własną. Korzystają z nas, ale gdybyśmy byli silni i mądrzy, toby nie korzystali. W tej atmosferze fantastycznych supozycji zaczęłam i ja wysnuwać moją. Powiedzmy, że bolszewizm okazał się najsilniejszym wybuchem złego i nienawiści do chrześcijaństwa. Żydzi, zapanowawszy w nim, z właściwą namiętnością i brakiem miary odkryli swoje karty i tym samem – skompromitowali – bo nadmiar przynosi ze sobą reakcję. Otóż inny odłam Żydów czy masonów zrozumiał, iż trzeba siebie ratować przed katastrofą i dlatego Morgenthau tak szalał z gniewu – kiedy mu dokumentami wykazano – że Żydzi strzelali do wojsk polskich w Wilnie” (k. 26). Początek 1920 roku Żółtowscy spędzili znowu w Wielkopolsce na spotkaniach rodzinnych i towarzyskich, a potem wrócili do Warszawy. Wiosną przebywali w Bolcienikach i spotykali się z rodziną Janiny. Diarystka dużo miejsca poświęciła sytuacji politycznej kraju, wojnie z bolszewikami i kształtowaniu się granic Polski. Była sceptycznie nastawiona do polityki rządowej, według niej to narodowa demokracja „uosabia [...] bezwzględnie zdrową i mądrą politykę narodową” (k. 74).

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Poznań, Warszawa, Bolcieniki
Opis fizyczny: 
94 k. ; 32 cm.
Postać: 
zeszyt
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
Od 1919 do 1920
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
10277 IV t. 17
Tytuł kolekcji: 
Archiwum rodzinne Żółtowskich
Uwagi: 
Pismo stosunkowo czytelne
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
sytuacja polityczna, wojna polsko-bolszewicka, antysemityzm, relacje z rodziną, spotkania towarzyskie, sytuacja Żydów po I wojnie światowej, endecja, kręgi arystokratyczne
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1919 do 1920
Nośnik informacji: 
papier
mikrofilm
Gatunek: 
dziennik/diariusz/zapiski osobiste
Tytuł ujednolicony dla dziennika: