Złote jabłko
Autorka opisuje powojenne losy rodziny jej ciotki na Ziemiach Odzyskanych (Pomorze).
Siostra ojca Anny wyszła w czasie wojny za mąż za dużo starszego od siebie mężczyznę, mającego przedwojenne, średnie wykształcenie rolnicze. Pracował w miejscowym urzędzie, gdzie od razu wszedł głęboko w konspirację. Wujostwo mieszkali początkowo u dziadków (rodziców ojca autorki), a potem w innej wsi. Wczesną wiosna 1944 r. obrabowali ich ze wszystkiego „partyzanci”. Mówili, że są z AL od Wandy Wasilewskiej. Wrócili wtedy do dziadków. Anna ze swoja rodziną mieszkała wtedy w Stalowej Woli. Ojciec ukrywał się przed gestapo w Dębicy. Kiedy w domu dziadków, dużym i ładnym, zamieszkał radziecki generał, wujostwo przeniosło się do mieszkania rodziców autorki. W 3-pokojowym mieszkaniu gnieździły się dwie rodziny oraz radziecki pułkownik z „wojenną żoną”. Późna jesienią zaczęli znikać AK-owcy. Wujek musiał coś ze sobą zrobić. Zniknął na kilka miesięcy. Wrócił latem 1945 r. PUR przyznał mu 60-hektarowe gospodarstwo rolne z domem i zabudowaniami w okolicach Kwidzyna. Do pracy byli jeńcy niemieccy. Zabrał swoją rodzinę i zaczął rozwijać gospodarstwo. Szło mu bardzo dobrze. Wuj był przewodniczącym Związku Plantatorów Buraka Cukrowego. Uprawiał głównie buraki i pszenicę. Powodziło im się bardzo dobrze. Autorka bardzo miło wspomina wakacje, które spędzała co roku u wujostwa. Z czasem jednak coś się zaczęło psuć, ale przy dzieciach się o tym nie mówiło. W końcu w 1952 r. odebrano wujowi ziemię i dom. Wujostwo harowali całymi dniami, a brakowało im jedzenia. W domu było pięcioro dzieci.
W międzyczasie Anna zdała maturę i zdała egzaminy na politechnikę. Ale nie została przyjęta, mimo pierwszej lokaty.
W 1958 r. wujowi udało się załatwić małe gospodarstwo, niezbyt daleko, ale w innym powiecie. Ktoś pomógł mu załatwić stanowisko dyrektora PGR-u. Również ciotka znalazła tam zatrudnienie. Na starość wybudowali sobie dom w dalszej miejscowości, gdzie nikt ich nie znał.