Ze wspomnień więźniarki
Barbara Tylińska rozpoczyna swoje wspomnienie od pobytu na Pawiaku, gdzie była więziona w drugiej połowie 1942 r. – w 24-metrowej celi przebywało ok. 30–40 więźniarek. Autorka relacjonuje, jakie aktywności wykonywały więźniarki, by wytrzymać w więziennych warunkach, np. jedna z nich wyglądała za okno i opowiadała innym kobietom, co się działo na zewnątrz. Również sama Tylińska wybiera z pamięci obrazki, które wskazują na jej ówczesną ucieczkową strategię przetrwania w więzieniu: opisuje wygląd wieży kościoła św. Augustyna, księżyc rzucający blask czy śpiewających ludzi wracających do getta po całodziennej pracy. Autorka opuszczała Pawiak w atmosferze wzruszenia, wiele kobiet płakało, chociaż same nie wiedziały, czy płaczą ze szczęścia, czy ze strachu. Podczas przejazdu przez pl. Teatralny więźniarki z wszystkich samochodów zaczęły śpiewać polski hymn, co znów wzruszyło Tylińską. Po dotarciu na dworzec wschodni kobiety umieszczono w bydlęcych wagonach, po pięćdziesiąt w każdym. Żadna z nich nie wiedziała, dokąd jadą; spodziewały się, że trafią do obozu w Bełżcu, Treblince albo na front wschodni. Nagle kolejarz poinformował wszystkich, że zerwał plomby, by więźniarki i więźniowie mogli uciec, gdy pociąg ruszy, w pewnym momencie jednak drzwi się zatrzasnęły, a jej próba ucieczki skończyła się fiaskiem, tylko więźniom z innych wagonów udało się zbiec. Kobiety z jej wagonu próbowały wyrwać kraty z okien, co prawie się udało, lecz gdy pociąg stanął, okno zostało zabite deskami od zewnątrz. Przez dziurę w jednej z desek więźniarki wyrzucały na mijanych stacjach listy do rodziny z prośbą, by osoba, która je znajdzie, wysłała te wiadomości. Szosą Chełmską, po dotarciu do Lublina, kobiety nocą pędzono na Majdanek. Wspomnienie Tylińska kończy opisem obozu, który przyrównuje do wymarłego miasta.