Wspomnienia Komendanta O.P.L.
Halina Krahelska przede wszystkim przedstawia swoje obowiązki i działania jako komendantki Obrony Przeciwlotniczej bloku 18 [chodzi o rejon kilku ulic na Mokotowie], którym była do 10 września 1939 i komendantki Obwodu V OPL do 26 września 1939. Stworzyła młodzieżową służbę łączności która odwoływała i nadawała alarmy przeciwlotnicze, po każdym nalocie wysyłała raport do obwodu. Zorganizowała kopanie rowów przeciwczołgowych na Puławskiej, przygotowanie piasku i wody dla gaszenia pożarów, punkt sanitarny dla bloku 18, w którym opatrywano lżej rannych żołnierzy lub cywili – ofiar nalotów. W czerwcu 1939 przeprowadziła porządkowanie strychów. Autorka bardzo się zaangażowała w śledzenie dywersji niemieckiej. Tę kwestię opisuje drobiazgowo. Jest zdania, że została zaplanowana przed wojną. Niektóre domy należały do Niemców [ chodziło o to, że teren leżał w pasie do lotniska – Okęcie, fabryki i warsztaty lotnicze]. Czerwone baloniki i czarny dym z kominów w czasie nalotów – to były sposoby wskazywania niemieckim lotnikom lotniska, oraz sygnalizowanie światłem w godzinach wieczornych. Krahelska referuje, że wzięto pod obserwację kilka podejrzanych obiektów. Jednym z nich był szpital Elżbietanek na Goszczyńskiego - autorka obszernie wyjaśnia dlaczego budził nieufność: pierwsze Elżbietanki przybyły z Poznania. Innym - dom nr 28 przy Malczewskiego; wysyła na policję raport z informacją o niepokojących zachowaniach jego mieszkańców i prośbę o ustalenie nazwiska właściciela mieszkania oraz wzięcie go pod obserwację. [wkroczenie Niemców uniemożliwiło skuteczne działania policji]. Informuje też jak została mianowana komendantem bloku – początkowo został nim inżynier z Państwowej Fabryki Karabinów, który wpadał tam na chwilę, żeby sprawdzić co się dzieje. HK uznała że ubieganie się o to stanowisko jest nudne, ale doszło do wizyty komendanta obwodowego, podczas której jedna z mieszkanek podkreśliła, że życzeniem kolonii jest aby komendantem został ktoś faktycznie pracujący i przebywający na miejscu. Pamiętnikarka czuła się kompetentna w pełnionej roli, bowiem w grudniu 1938 przeszła kurs dla komendantów OPL zorganizowany przez peowiaczki [Polska Organizacja Wojskowa], była bardzo zaangażowana, chętnie współpracowała z innymi kobietami. Przedstawia dobrą opinię o Julianie Kulskim [wiceprezydent Warszawy komendant cywilny obrony przeciwlotniczej], z którym spotyka się kilka razy. Jest dobrze zorientowany w sprawch związanych z obronnością i pomocny.
Autorka opisuje także sytuację swojej rodziny we wrześniu 1939. Mąż i dwaj synowie byli w Wojsku Polskim: jeden z nich był licealistą, drugi - żołnierzem. Córka mieszkała z matką, była sanitariuszką. Kiedy złamała nogę, Krahelska w kilku miejscach wyraża swój niepokój z powodu stanu zdrowia dziewczyny i możliwych komplikacji - noga goiła się kilka miesięcy. Odnotowuje sporadyczne kontakty z synami, którzy brali udział w bitwie o Mokotów 8 września, sygnalizuje opinie kolegów syna ,którzy skarżyli się, że nie biorą udziału w akcjach gdy sukces jest możliwy, ale są posyłani tam gdzie beznadziejnie; relacjonuje kilka akcji, w których wziął jej syn. [Ze względów konspiracyjnych Krahelska, niestety, nie podaje imion, ani swoich bliskich, ani osób z którymi współpracowała]
Ukazuje, co czuje, kiedy mąż 23 września informuje ją, że Warszawa będzie musiała kapitulować – poraziła ją ta wiadomość „ zmora, upiór, nasuwającej się ewentualności kapitulacji” Do końca chciała pozostać na swoim miejscu w komendzie.