Spełniam przyrzeczenie
Eugenia Deskur zaczęła pisać wspomnienia dotyczące pobytu w obozie koncentracyjnym na Majdanku wkrótce po opuszczeniu obozu w Ravensbrück, skąd wyjechała do Szwecji w kwietniu 1945 r. Uważała za swój obowiązek spisanie relacji naocznego świadka. Na początku pojawia się opis traktowania nowo przybyłych więźniarek: dezynfekcja i golenie, autorka odnotowuje zawstydzenie nagich kobiet dotykanych przez obcego mężczyznę, który stara się oswoić je z traumatyczną sytuacją: „Proszę się mną nie przejmować. Ja dziś już nie jestem mężczyzną – człowiekiem” (według niego więźniarki są już – jak cytuje autorka – „martwymi kobietami”). Nie wydaje się on Eugenii żywym człowiekiem: „To – KUKŁA” – notuje.
Następnie kreśli obraz obozowej rutyny: pobudka o trzeciej, ścielenie łóżek, śniadanie, próba załatwienie potrzeb fizjologicznych (więźniarki dysponowały jedną latryną, do której ustawiała się długa kolejka, a czasu było niewiele, bo trzeba było zdążyć przed porannym apelem – latryna była usytuowana w pobliżu wież wartowniczych), apel, praca, w południe przerwa obiadowa, apel (zdarzyło się kilka razy, że apel trwał cztery godziny i na obiad brakowało czasu), praca od godziny czternastej do osiemnastej; o dwudziestej pierwszej gwizdek ogłaszający Lagerruhe (ciszę w obozie). Autorka ukazuje warunki życia: małe porcje jedzenia kiepskiej jakości (przemarznięte ziemniaki, stęchła kasza, mielone mięso nie wiadomo z czego, chleb z trocin) i mało urozmaicone; głód (wydaje się być najdotkliwszą szykaną); przepełnione baraki, w środku zaduch i zimno – w oknach nie ma szyb; brak wody (autorka ma przygotowane mydło z piasku, którym zamierza się umyć, gdy uda jej się dopchać do wody); piec krematorium pracuje non stop – śmierdzi palącymi się ludzkimi ciałami i włosami; fala upałów w czerwcu 1943 r. powoduje epidemię tyfusu i krwawej dezynterii. Autorka rejestruje strukturę obozu: podział na komanda; wymienia funkcyjnych.
Pamiętnikarka próbuje odtworzyć sceny wyjątkowego okrucieństwa, które zapadły jej w pamięć (dotyczące przede wszystkim Żydów): żywność do poszczególnych baraków jest dowożona wozami ciągnionymi przez Żydów, najsłabsze Żydówki maszerują z darnią w wyciągniętych przed siebie rękach (jest to kolumna spacerowa; robią to w czasie przeznaczonym na pracę). Opisuje dantejskie sceny, jakie obserwowała na polu transportowym nr 4 w czasie rozładowywania transportów Żydów z getta warszawskiego. Pisze też o General Appell (apelu generalnym) trwającym cały upalny czerwcowy dzień, co było gorszą szykaną niż praca i uczucie głodu. Opowiada o publicznej egzekucji Żydówki (przez powieszenie) za próbę ucieczki. Zastanawia się, czy lepiej oddałaby realia, gdyby namalowała obraz, który bardziej „naturalnie potrafi opowiedzieć niż słowa”. „To – trzeba samemu widzieć” – dodaje. Posługuje się językiem pełnym emocji, którym chce oddać zgrozę, jaką czuła, będąc świadkinią tych tragicznych wydarzeń (często używa słów silnie nacechowanych: tragiczny, przerażający, makabryczny, katować; niekiedy całe wyrazy są wyróżnione dużymi literami). Stawia sobie pytania o sens cierpienia ofiar Vernichtungslager (w jej tłumaczeniu: „obóz zniszczenia”). Kieruje uszczypliwe słowa pod adresem Niemców i ich kultury. Opisuje nastroje wśród więźniarek – wszystkie (sabotażystki, polityczne czy prostytutki) mają nadzieję na przetrwanie. Autorka próbuje także wyrazić swój strach. Relacjonuje „dole i niedole” blokowej – w czerwcu 1943 r. zostaje blokową rosyjskiego baraku nr 19 (ponieważ zna rosyjski i niemiecki): plusami tej sytuacji są pojedyncze łóżko, dostęp do wody, własna miska i możliwość regularnego umycia się. Blokowe nie pracowały; do ich zadań należało przekazywanie zarządzeń władz obozu więźniarkom oraz dbanie, aby przestrzegały one regulaminu. Za wszystko, co dzieje się w bloku, odpowiada blokowa. Autorka została na przykład ukarana, gdy teren przy baraku okazał się niewystarczająco dokładnie sprzątnięty. Przedstawia generalny stosunek więźniarek do funkcyjnych oraz opisuje, jak ułożyły się jej relacje z Rosjankami (które na początku były nieufne, ale z czasem autorka zdobyła ich posłuch i sympatię). Wyznaje, że lubi swoje podopieczne. Odnotowuje wykwaterowanie Rosjanek z baraku i zakwaterowanie wysiedlonych z Lubelszczyzny chłopów z rodzinami. Przybliża powstanie i funkcjonowanie czarnego rynku: Rosjanki pracujące w ogrodach przemycały do obozu warzywa, początkowo rozdawały je za darmo, wymieniały na chleb lub ziemniaki; nierewidowane w bramie robiły to śmielej. Żydówki z getta Warszawskiego miały pieniądze i kosztowności, ale – jak twierdzi autorka – za żywność oddałyby wszystko. Na „jarmarku” pod blokiem 19 można było kupić wszystko: żywność. mydło, odzież, dostępne są także papierosy i alkohol, które zamawiano u strażników (pod wieżyczką strażników zostawiano pieniądze, następnego dnia w tym samym miejscu odbierano zamówienie).