Relacja Szarlotty Splewińskiej
Relację otwierają zdawkowe informacje biograficzne dotyczące Autorki.
Następnie kobieta przeszła do zrelacjonowania losów swojej rodziny w pierwszych dniach po wejściu wojsk niemieckich. Opisała ucieczkę dziesięcioosobowej grupy krewnych do Wolbromia oraz poszukiwanie kogoś, kto skłonny byłby udzielić im schronienia. Zanotowała, że początkowo ukrywali się razem u polskiego gospodarza, później podzielili się na mniejsze grupy i zaczęli mieszkać w różnych miejscach. Po czasie trudnym do ustalenia kobietę (pozostającą z mężem i córką) wydała polska stróżka.
Mąż Autorki zginął w czasie aresztowania – kobieta zapisała, że powtarzał iż "żywcem go nie wezmą" i w czasie zatrzymania wdał się w szarpaninę z gestapowcami. Autorka wraz z córką zostały przeniesione do obozu pracy w Płaszowie. Tam kobieta pracowała przy maszynach produkujących uzbrojenie. Jej córka, najwyraźniej zbyt mała by pracować, spędzała dnie w baraku czekając na powrót matki.
Kobieta zapisała, że po jakimś czasie przeniesiono ją do obozu pracy w Skarżysku-Kamiennej (Hasag) – córka została w Płaszowie, prawdopodobnie tam zginęła. Autorka pracowała przez jakiś czas w Hasagu, później przeniesiono ją do obozu pracy w Częstochowie.
Kobieta nie została wybrana do grupy ewakuowanej przed wejściem Armii Czerwonej. Zapisała za to, że pozostałe więźniarki wywieziono do Lipska. Cieszyła się, że została, bo jej niewola trwała krócej.