Lata dziecięce –1945-1948
Autorka opowiada o dzieciństwie spędzonym na Rzeszowszczyźnie, poświęcając szczególną uwagę epizodom związanym z działalnością ukraińskich nacjonalistów. Tuż po wojnie mieszkała z matką, babcią i wujkiem (bratem matki) we wsi Głogów. Byli tzw. „komornikami”.
Miała sześć lat, kiedy była świadkiem zdarzenia, które mocno utkwiło w jej pamięci. Pewnego jesiennego dnia bawiła się z dziećmi w sadzie, kiedy z lasu nagle wyszli ukraińscy nacjonaliści ubrani w ciemne mundury z automatami u boku. Weszli najpierw do chaty Miazgów. Po chwili słychać było krzyki i płacz dzieci. Karolina Hrycaj wystraszona pobiegła do domu, by ostrzec wujka. Matki i babci nie było wtedy w domu. W chwilę potem napastnicy przyszli po wujka. Gdy stawiał opór, zaczęli go bić łańcuchami. Mała siostrzenica stanęła w jego obronie, więc zamknęli ją w komórce, gdzie przesiedziała o głodzie do powrotu mamy. Napastnicy zabrali mężczyznę do Rzeszowa, ale udało mu się uciec. Miazga nie miał tyle szczęścia. Ukraińscy nacjonaliści zabili go na oczach jego dzieci, a następnie kazali go zakopać w dole przy chacie. W nocy sąsiedzi wydobyli zwłoki i pochowali na cmentarzu. Wujek autorki musiał się zaś ukrywać w lesie, ponieważ nacjonaliści często przychodzili w nocy i szukali go. Grozili babci i mamie autorki śmiercią, jeżeli nie zdradzą jego kryjówki. Wiosną 1947 r. rodzina przeniosła się do miejscowości Widełka, również na komorne. Chociaż wojna się już skończyła, w okolicy nadal było słychać strzały, podpalano też domy. Ludzie starali się bronić swego dobytku przed bandami. W pewnym momencie w miejscowości zaczęło stacjonować wojsko polskie i radzieckie. Wujek Karoliny Hrycaj nawiązał z nimi kontakt. W dalszej części wspomnień autorka mówi o powrocie ojca i ogólnej kondycji rodziny (również materialnej stronie życia). Wspomina na przykład, że powinna była iść do szkoły, ale nie miała odpowiedniego ubrania. W domu panowała bieda, brakowało jedzenia, odzieży, buty noszono jedynie zimą. Ten stan pogłębił się, gdy na świat przyszła siostra autorki. Rodzina zdecydowała się na powrót do rodzinnej wsi, ale ich domu już w niej nie było, został spalony. Pojechali więc do Lepnicy, wsi oddalonej o dwa kilometry od Woli Raniżowskiej. Zamieszkali w wynajętej stajni. Miejscowa ludność, jak wspomina autorka, była raczej biedna, byli to w większości rolnicy. Mężczyźni zimą wyrabiali z drewna łyżki, chodaki i inne przedmioty codziennego użytku. Kobiety tkały płótno na koszule i pościel, a latem chodziły na jagody. Matka i babcia autorki chodziły jesienią na wykopki, za swą pracę dostawały kosz ziemniaków. Z trudem wiązali koniec z końcem. Na ostatniej stronie wspomnień autorka z sentymentem opisuje Wigilię Bożego Narodzenia spędzoną z rodziną.