Halina Martin do Marka Gałęzowskiego, 2004–2005
Korespondencja pomiędzy Haliną Martin i dr. Markiem Gałęzowskim, w sprawie biogramu Martinowej, który Gałęzowski przygotowuje dla Słownika uczestników politycznej konspiracji piłsudczykowskiej w kraju i na Węgrzech w latach 1939-1947. Jej nazwisko pojawiło się w wielu protokołach przesłuchań, m.in. ppłk. W. Lipskiego i K. Gorzkowskiego w kontekście współpracy z nimi po wojnie. Gałęzowski podejrzewa, że obaj trochę „zwalali” na nią, wiedząc, że jest ona poza zasięgiem UB. Jemu samemu trudno jest rozstrzygnąć, co z tych zeznań jest prawdą, a co nie, dlatego prosi Martinową o wyjaśnienia, ew. sprostowania i uzupełnienia jej życiorysu. Korespondencja to ok. 10 listów w obie strony, w których Gałęzowski zadaje coraz bardziej szczegółowe pytania, a Martinowa stara się odpowiadać i wyjaśniać jego wątpliwości.
Pierwszy list Gałęzowskiego do Martinowej pochodzi z jesieni 2003 r. [niestety nie ma go w tym zbiorze]. Kobieta, będąc już w sędziwym wieku, odpowiedziała dopiero po roku. Potem od września do listopada następuje wymiana listów, z których dowiadujemy się coraz więcej szczegółów o życiu, a głównie o działalności konspiracyjnej Haliny Martin. Ostatni jej list, znajdujący się w kolekcji, został napisany w marcu 2005 r.
W swych listach Martinowa sporo miejsca poświęca rodzinie. Dowiadujemy się, że rodzina jej ojca pochodziła z Węgier, a matki z Austrii. Oboje byli Polakami od trzech pokoleń. Tuż przed pierwszą wojną światową obie rodziny, jako cudzoziemcy (z paszportami austriackimi) zostały przez władze carskie zesłane na Syberię. W transporcie spotkali Wiktora Przedpełskiego, więźnia politycznego, który przekonał kierownika eszelonu, by wysadził ich w mieście Saratów, gdzie osiedli na kilka lat. Tam babcia Zosia (ze strony matki) nauczyła 5-letnią Halinę czytać. Dziewczynka była świadkiem rewolucji październikowej, co pozostawiło w jej pamięci na całe życie niechęć do wszystkiego, co rewolucyjne. W 1918 r. rodzina nielegalnie przedostała się do Polski. Znaleźli się w Warszawie, na ul. Grochowskiej 119, w domu prababci Haliny, Emilii Geber (z d. Eberlain). Na Grochowie, 7-letnia wtedy, Halina przeszła pierwsze lekcje sabotażu. Niejaki „pan Stefan” dostarczał dzieciom worki z kolcami, by te rzucały je pod kopyta koni żandarmerii niemieckiej. Halina dosyć barwnie opowiada o tych czasach. Wspomina m.in. o przynależności do harcerstwa, o rozwodzie rodziców. Matka ponownie wyszła za mąż za Wiktora Przedpełskiego, którego Halina bardzo ceniła i uważała za swojego mentora (nawet długo po jego śmierci w 1941 r.). Autorka pisze o swojej edukacji szkolnej, która początkowo nie była dla niej zbyt pomyślna. Kilkakrotnie zmieniała szkoły, w klasie była pośmiewiskiem, a nauczyciele traktowali ją jak niedorozwiniętą. Przeszła kolejno przez szkołę im J. Słowackiego, szkołę pani Sierpińskiej, gimnazjum pani Wareckiej. Dopiero w tej ostatniej doceniono jej zdolności. Maturę zdała w 1928 r. Potem były studia, najpierw aeronautyka na Politechnice Warszawskiej, następnie ogrodnictwo na SGGW (praktyki w Stoczni Gdańskiej i Zakładach Skody w Pilźnie). Dyplomu nie zrobiła, ponieważ w roku 1934 wyszła za mąż za Wiktora Martina. Wtedy rozpoczyna swą działalność polityczną, poznaje wówczas wielu znaczących ludzi. W 1938 r. pracuje w Trzyńcu na Zaolziu, w koncernie Karwina. Po aneksji Czechosłowacji bierze udział w przeprowadzaniu uciekinierów przez zieloną granicę.
Autorka odpowiada na pytania Gałęzowskiego dotyczące jej kontaktów z Gorzkowskim, Lipińskim, H. Przedpełską, Adolfem Abramem, „Władysławem Jaworskim”, Jadwigą Mikulicz-Turowicz. Wyjaśnia skąd się znali i co ich łączyło, a także jaka była ich rola w konspiracji. W listach znajdujemy również wzmianki o powojennych losach Martinowej, m.in. o pracy konspiracyjnej na terenie Łodzi i całego kraju, a także o jej pracy społecznej na emigracji w Londynie i o jej tajnej misji kuriera do Polski w 1947 r.