Halina Martin do Emila Morgiewicza, 1985–1988
Kolekcja listów Haliny Martin do Emila Morgiewicza [teczka zawiera również korespondencję zwrotną]. Skontaktował ich ze sobą ich wspólny znajomy z Polski o imieniu Witold [prawdopodobnie ze względów konspiracyjnych nie podają jego nazwiska, ponieważ Witold jest zaangażowany w opozycyjną pracę wydawniczą]. Listy dotyczą głównie poszukiwań w niemieckich archiwach dokumentów związanych z AK oraz przekazywania materiałów drukarskich dla opozycji w kraju.
Morgiewicz znalazł się niedawno z żoną i dziećmi na emigracji w Niemczech, mieszkają w Koblencji. Martin interesuje się, jak sobie radzą, z czego żyją, czy nie potrzebują pomocy. Jest mu bardzo życzliwa i darzy go pełnym zaufaniem.
Autorka zwraca się do niego z prośbą o pomoc w wydobyciu interesujących ją dokumentów, które znajdują się w Bundesarchiv w Koblencji. Prowadzi mianowicie badania na temat tego, jak wiele gestapo i Abwehra wiedziały o działalności Polski Podziemnej, jakim sposobem zdobywały wiadomości i jak je wykorzystywały. Jako ciekawostkę podaje, że Wehrmacht już na początku okupacji zarekwirował cały szereg dokumentów personalnych , m.in. spisy z fotografiami wszystkich harcmistrzów i podharcmistrzów z całej Polski. Skrzynie z dokumentami wywieziono do Oliwy, gdzie przeleżały aż do wejścia Armii Czerwonej . Gdyby dotarły one do „właściwych” rąk, trudno byłoby mówić dziś o konspiracji. Udało się wydobyć te dokumenty również z rąk sowietów.
Martinowa dysponowała listą materiałów z archiwum w Koblencji, którą chciałaby skopiować. Listę otrzymała poprzez Instytut im Sikorskiego z Londynu (The Polish Institute and Sikorski Museum), który zwrócił się do Bundesarchiv z oficjalną prośbą. Archiwum przysłało wykaz [patrz: złącznik], ale po kopie dokumentów kazało przysłać kogoś osobiście. Stąd prośba do Morgiewicza. Jednak na tym nie skończyły się trudności z dotarciem do dokumentów. Archiwum zażądało od niego oficjalnego upoważnienia z Instytutu Sikorskiego z informacją, do jakich celów są potrzebne te materiały. Sprawa ciągnęła się zatem miesiącami (ostatnie . Dodatkową trudnością była nieznajomość języka niemieckiego, zarówno przez Morgiewicza, jak i Martinową. Potrzebował pomocy kogoś, kto będzie sprawdzał na bieżąco, co zawierają udostępniane mu dokumenty. Gdy wreszcie zaczął je kopiować (trwało to kilka miesięcy w 1986 r), okazało się, że nie ma tam tego, czego się spodziewała p. Martin, aczkolwiek przesłał jej ok. „1000 odbitek fascynującego materiału akowskiego”, jak to określiła sama zainteresowana, również dużo o Żydach i Ukraińcach, co nie należy do jej tematu. Wszelkie koszty pokrywała zleceniodawczyni, z czego wykonawca skrupulatnie się rozliczył. Morgiewicz nie porzucał nawet później tego tematu i co jakiś czas podsuwał jej kolejne pomysły, gdzie szukać dokumentów dotyczących infiltracji polskiego podziemia w czasie II wojny światowej. W jednym z ostatnich listów pisał o spotkaniu z Cezarym Chlebowskim, który dużo czasu spędził w archiwach zachodnich i nigdzie nie natknął się na takie materiały (np. w archiwum waszyngtońskim spędził 3 miesiące). Gdy Morgiewicz podzielił się z nim trudnościami, na jakie napotkała w archiwum koblenckim, Chlebowski powiedział, że jego zdaniem Niemcy utajnili posiadane dokumenty i nie udostępniają ich ani historykom, ani zwykłym ludziom. Dał mu jednak adres niemieckiego badacza z Hannoveru, o nazwisku Michael Feodrovitz, który pisze doktorat i dotarł do arcyciekawych dokumentów dotyczących penetracji polskiego podziemia.
Drugim dużym wątkiem, który przewija się przez całą korespondencję , to sprawy związane z aktualnym działaniem polskiej opozycji. Morgiewicz pośredniczy czasem w kontaktach z Witoldem, który związany jest z Maratonem, tajnym wydawnictwem drukującym bibułę. Z listów dowiadujemy się, że Martinowa wysyła poprzez komórkę przerzutową w Danii materiały drukarskie i pieniądze na te cele. Jest bardzo ostrożna, uważa, żeby nie podawać wrażliwych informacji, ponieważ jej korespondencja, jak twierdzi, jest w 60 % kontrolowana. Zwłaszcza pod koniec 1987 r. ostrzega Morgiewicza przed wtykami. Przeprowadził się wtedy do Monachium, Martinowa dała mu kontakt do zaufanej osoby, Niny Kozłowskiej, która będzie dla niego drogowskazem. Przestrzegała także przed środowiskiem związanym z radiem Wolna Europa. Po odejściu Nowaka, który trzymał wszystko twarda ręką, wśród pracowników nastąpiło rozprzężenie, towarzystwo się „rozpiło i rozbawiło, po uszy w intrygach”.
Martin porusza też sprawę pamiętnika Grota (Roweckiego). Poszukuje go od kilku lat, choć nie jest na 100 % pewna, czy w ogóle istnieje. Wie o tym tylko ścisłe grono. Podobno pisał go w obozie w Sachsenhausen i przekazał jakiemuś Polakowi. Jeden z więźniów, Karol Trojanowski, wspominał, że widział go. Martin próbowała się z nim skontaktować, dowiedziała się, że mieszkał Australii, ale zmarł, zanim zdążyła go odnaleźć. Ów Trojanowski był jednak osobą podejrzaną o współpracę z Niemcami w czasie wojny. Był wysoko postawiony w „Straganie” i miał powiązania z komórką AK w Wiedniu. Komórka ta została wsypana, a ludzie aresztowani. Trojanowski uniknął sądu, nie ma żadnego śladu jego nazwiska w aktach sądowych. Do obozu trafił z notką, żeby był specjalnie traktowany. Wkrótce wyszedł na wolność. Podobno po latach próbował sprzedać pamiętnik Grota za dużą sumę. Jednak wszystkie te informacje nie są sprawdzone.