Dziennik podróży z Anglii do Argentyny
Na verso okładki adnotacja autorki: „Dziennik pisany na statku „Winchester castle” w drodze z Anglii do Argentyny, październik 1948”.
Dla właściwej interpretacji dziennika Józefy Radzymińskiej ważnym wydaje się przywołanie kilku faktów dotyczących życia i działalności autorki. Pozwalają one zrozumieć zapiski Radzymińskiej. Pamiętnikarka od 1939 roku aktywnie uczestniczyła w życiu konspiracyjnym Polski. Przez kilka miesięcy 1941 roku przebywała na Pawiaku. Po wyjściu z więzienia kontynuowała działalność konspiracyjną, która zakończyła się dla niej pobytem w obozie jenieckim w stalagu Oberlangen. Po wojnie (1945-1946) pracowała we Włoszech w Polskim Czerwonym Krzyżu. Następnie przebywała w Wielkiej Brytanii, skąd trafiła do Argentyny. Dopiero po przywołaniu tych informacji zrozumiały staje się dziennik Józefy Radzymińskiej, który autorka opatrzyła tytułem Dziennik pisany na statku „Winchester castle” w drodze z Anglii do Argentyny, październik 1948. W dzienniku autorka skupiła się na zawarciu swoich uczuć i odczuć związanych z wymuszoną koniecznością emigracji do Argentyny. Dziennik pisała przez dwa tygodnie w trakcie podróży drogą morską z Wielkiej Brytanii do Argentyny.
Mocnym i wielokrotnie powtarzającym się akcentem w zapiskach autorki jest nuta goryczy z powodu opuszczania Europy, jeszcze mocniej przebija się żal autorki do położenia, w którym się znalazła. Warto w tym miejscu pokreslić, iż pamiętnikarka dziennik potraktowała jako narzędzie, w którym widziała możliwość rozważenia swego bólu, znalezenia jego źródła, niemal jak partnera, któremu mogła "opowiedzieć" o bólu wypalającym ją od wewnątrz, by następnie móc podjąć wyzwanie wyzbycia się trawiącej ją rozpaczy.
Dziennik Józefy Radzymińskiej odzwierciedla rosnącą gorycz i niesprawiedliwość w powodu braku możliwości udania się autorki do Polski, do kraju, za który walczyła narażając własne życie. Dobrym przykładem pokazującym uczucia autorki jest moment przemowy generałów angielskiego i polskiego: "Co jeszcze można mówić do tułaczy, którzy stracili ojczyznę i młodość, których dziś odpychają niemal wszystkie państwa na świecie? Co jeszcze można powiedzieć ludziom wybieranym jak na targu niewolników do pracy w obcym państwie, ludziom, którzy już nie wierzą nikomu, nawet samym sobie?" (s. 4). Krytycznym momentem w tym wewnętrznych rozterkach wydaje się stosunek autorki do dzieci biegających po pokładzie i krzyczących: "Naprawdę, nie znajdziesz tu zakątka, by się przed nimi skryć. […] Mimo ich jasnych główek i prawdziwie ładnych buzi, czuję, że już je nienawidzę" (s. 7).
W nurtujący autorkę ból i żal, zręcznie wplotła ona plastyczne opisy przyrody, widoki otaczającego ją krajobrazu. Literacko opisała oddalający się ląd, ostatnie napotkane mewy, zauważyła i opisała jak w ramach przybliżania się do Argentyny zmieniają się panorama: "Pojawiły się już latające rybki, piękne drobne stwory – motyle morza. Wytryskują z fal, jak ciągłe przedłużenie piany, pędzą jak srebrny pocisk przez granatowy pas wody" (s. 13). Na horyzoncie pojawiły się rzeczy dla niej obce i nieznane, lecz starała się w nich dostrzec odrobinę nadziei. Ważnym wydaje się fragment: "Bowiem ziemia – ten nieznajomy kraj, zajmie myśl – na morzu zaś za dużo jest mojego losu. Tu widzę, że jestem kreską, rzuconą na ocean, tu widzę, że jestem sama wśród przerażającego wrzasku dzieci, który mnie oślepił, poranił, zamienił w wielką złość. Te małe potwory, których wrzask mnie przygniata. […] Morze jest obce. Lecz jest to przestrzeń wolna, przestrzeń boża, niezbrukana przez ludzi. Dlatego można je kochać. Zaś każda ziemia obca nosi na sobie piętno człowieka" (s. 31-32).
Dziennik autorka kończy opisem wpłynięcia statku do portu w Buenos Aires.