b.t. [Długo zastanawiałam się…]
Autorka opisuje swoje życie w Polsce Ludowej, od której była starsza równo 10 lat. Urodziła się kilka lat przed wojną, w Warszawie, gdzie ojciec pracował dorywczo na budowach, a potem trudnił się handlem obwoźnym. Rodzice pochodzili ze wsi, byli biedni, z trudem utrzymywali dwoje dzieci (córki). Okupację rodzina spędziła we wsi Boiska Stare na Lubelszczyźnie, w domu dziadków. Po wojnie nie było do czego wracać, bo mieszkanie spłonęło. Ojciec objął poukraińskie gospodarstwo na wschodnich krańcach Lubelszczyzny – w Żużelu, gm. Bełz, pow. Hrubieszów. Tu również w ich domu była bieda. To skłoniło kilkunastoletnią dziewczynę do przyjęcia ideologii marksistowskiej i wstąpienia do ZMP. W 1951 r. ukończyła gimnazjum w Bełzie, zdobywając równocześnie kwalifikacje nauczycielskie. Naukę kontynuowała w Zamościu w tzw. pedagogizujących klasach maturalnych. Z tekstu dowiadujemy się, że ojciec był członkiem PZPR od jej początku, ale pozostał człowiekiem wierzącym i raczej krytycznym wobec niektórych zjawisk w łonie partii. Ze względu na panującą podejrzliwość, musiał zataić niektóre fakty ze swego życiorysu. Jako jeden z pierwszych zapisał się do spółdzielni produkcyjnej, chociaż nie wierzył, że wszyscy będą chcieli uczciwie pracować dla wspólnego dobra.
Gdy w 1951 r. nastąpiła wymiana ziem z ZSRR, rodzina musiała opuścić gospodarstwo, ponieważ Bełz znalazł się poza granicami Polski. Przenieśli się w Olsztyńskie, ale tam nie było już atrakcyjnych gospodarstw. Im przypadło gospodarstwo w malutkiej wiosce Bartołty Małe, gdzie ziemia była piaszczysta, nieurodzajna, a do tego bardzo zapuszczona. Wieś liczyła zaledwie 8 chałup i poza nimi była to wyłącznie zniemczona ludność warmińska. Pomimo początkowej nieufności, stosunki z sąsiadami układały się jednak bardzo dobrze, chociaż z czasem wszyscy sąsiedzi przesiedlili się do Niemiec Zachodnich. Autorka opisuje ogrom pracy, jaki należało włożyć, żeby uzyskać jakiekolwiek plony. Do tego dochodziły problemy z urzędnikami, naliczającymi podatki od nieużytków rolnych, a także wadliwie przeprowadzona melioracja, która spowodowała zalewanie ich pastwisk. Autorka narzeka na nieudolność, lenistwo i kombinatorstwo, które wówczas panowały, a tłumaczone były siłami wyższymi. W końcu ojciec podupadł na zdrowiu i zaczął starać się o rentę, niestety bezskutecznie. Ostatecznie w 1973 r. utracił większość ziemi, bo nie był w stanie jej uprawiać i podupadła. Rodzice przenieśli się wtedy do Bartoszyc, po drugiej stronie Olsztyna, gdzie jeszcze w latach 50-tych zamieszkała p. Irena. Znalazła pracę w szkole w pobliskim Gietrzwałdzie, wśród autochtonów. Autorka wspomina o trudnościach w porozumiewaniu się. Podobnie jak w Bartołtach, ludność tutejsza mówiła głównie po niemiecku. Jedynie starsi znali jeszcze gwarę warmińską. Jednak dzieci szybko uczyły się polskiego, co dawało jej dużo satysfakcji z pracy nauczycielskiej.
Teresa Bratek od lat młodzieńczych była zagorzałą marksistką. Do PZPR wstąpiła w 1954 r. Opisuje tu swoją pracę w strukturach partii i ZMP, relacjonując równocześnie swe 30-letnie doświadczenie w zawodzie nauczycielskim. Pracowała najpierw w szkołach podstawowych, a po ukończeniu w 1957 r. zaocznych studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, zatrudnia się kolejno w Zasadniczej Szkole Odzieżowej i Zespole Szkół Budowlanych. Na Emeryturę przeszła w 1981 r., mając niespełna 50 lat. Nie założyła rodziny.
Autorka pisze o rozczarowaniu partią, głównie tym, że tak mało w niej ludzi ideowych, o swej depresji, o tym jak postanowiła nie pełnić już żadnych funkcji w partii, ale nadal w niej pozostać jako zwykły członek. Krytykuje przy tym karierowiczostwo, niegospodarność, brak organizacji, niewypełnianie swoich obowiązków przez członków partii. Uważa, że należy oczyścić szeregi partii z takich osób.
Na koniec pisze o swej twórczości, o tematyce swych prac. Ubolewa jednak nad niechęcią redakcji do publikowania jej wierszy.