Wspomnienia o ewakuacji z matką P. Gojawiczyńską i Z. Nałkowską
Dokument jest opisem ewakuacji z Warszawy, a także związanych z nią refleksji, emocji i obaw Wandy Gojawiczyńskiej-Nadzinowej. Uwaga autorki często skupia się na postaci Zofii Nałkowskiej – wspomnienia te są interesującym uzupełnieniem relacji znanych chociażby z jej Dzienników czasu wojny.
We wrześniu 1939 r. za namową zaprzyjaźnionego z rodziną Jerzego Wiewiórskiego (redaktora „Kuriera Porannego”) Gojawiczyńskie podjęły (dosyć późną) decyzję o ewakuacji z Warszawy, w związku z czym skontaktowały się z Zofią Nałkowską i Bogusławem Kuczyńskim, którzy również – jak pisze autorka – „zorientowali się w sytuacji dość późno”. Autorka opisuje swoje zdecydowanie – podczas gdy jej matka okazywała skrajne załamanie i nie zabierała głosu w dyskusji. Nadzinowa była „podniecona własną energią i samodzielnością”, nie rozumiała „nic z tego, co się wokół działo”. To m.in. za sprawą jej interwencji grupie udało się zdobyć bilety na pociąg ewakuacyjny. Dalej opisany jest wyjazd do Lublina, panujące w pociągu nastroje – przede wszystkim zwątpienie, czy ewakuacja nie była pochopną decyzją – oraz następujące po wyjeździe wydarzenia: naloty, ucieczki, ukrywanie się i zmiany trasy. Opisy są fragmentaryczne, a jednocześnie bogate w szczegóły – autorka opisuje na przykład młodego lotnika, siedzącego w kokpicie samolotu podczas jednego z nalotów.
Istotnym elementem wspomnień jest stosunek autorki do Nałkowskiej, który początkowo był chłodny i zdystansowany. Nadzinową irytowało m.in. białe futro Nałkowskiej (która podczas nalotów nie kładła się na ziemi, co zwracało uwagę na grupę), neseser pełen przyborów kosmetycznych oraz jej zdziwienie, że Gojawiczyńskie nie zabrały ze sobą sukien wieczorowych. Jednak po czasie Gojawiczyńska zauważyła opanowanie i energię „pani Zofii”, co sprawiło, że ją polubiła i zaczęła szanować. Punktem zwrotnym tego stosunku było utknięcie na skraju „ludzkiej szosy” (zwartego tłumu rozbrojonych polskich wojskowych, którzy szli na Lublin), kiedy to Nałkowska znalazła w swoim neseserze kartę wizytową „Generałowa Jur Gorzechowska”, co umożliwiło grupie przeprawienie się przez drogę – wówczas autorka zaczęła podziwiać zręczność, a także szybkość działania i myślenia Nałkowskiej, które kojarzyły się jej z boską, olimpijską równowagą.