publikacje

Wróć do listy

W Horożance

Konflikt polsko-ukraiński oczami Polki. Autorka opisała wydarzenia, jakie miały miejsce w województwie tarnopolskim w czasie okupacji. Przed wojną mieszkała z rodzicami w Horożance, małej miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Halicza, obok drogi do Podhajec. Po wybuchu wojny ojciec został zmobilizowany – otrzymał przydział do żandarmerii wojskowej z zadaniem eskortowania więźniów politycznych z powiatu podhajeckiego do Berezy Kartuskiej. Jako plutonowy był dowódcą konwoju. Więźniami byli głównie Ukraińcy. Gdy 17 września nadeszła wiadomość, że Rosjanie przekroczyli polską granicę, więźniów wypuszczono, a ojciec postanowił wrócić do Horożanki. Tam niemalże powszechnie uważano, że Rosjanie idą Polsce na pomoc. W następnych dniach zaczęły się jednak aresztowania: najpierw urzędników, policjantów, nauczycieli i ziemian. Ich majątki były rabowane, księgozbiory palone – ku uciesze ukraińskich nacjonalistów. Sowieci zwołali mityng, na którym ogłosili, że Ukraina Zachodnia została wyzwolona spod panowania polskich kapitalistów i obszarników i teraz władza przechodzi w ręce ludu. Wójtem Horożanki został Ukrainiec Kizłyk. Utworzono ukraińską milicję ludową, urzędnikami gminy zostali sami Ukraińcy. Niebawem zaczęli wracać z wojny polscy żołnierze, których Ukraińcy publicznie upokarzali. Wkrótce wrócił też ojciec autorki i zaraz został wezwany przez nowe władze na przesłuchanie, ale uniknął aresztowania, bo jeden z eskortowanych przez niego więźniów, adwokat Jaworski (przywódca Ukraińców) wydał mu bardzo dobrą opinię. Ukraińcy cieszyli się wolnością, nie zauważając, że są pod zwierzchnictwem sowieckim i że muszą wykonywać rozkazy NKWD. Na Polaków nałożono kontyngenty, wielu z nich znikało w niewyjaśnionych okolicznościach. W lutym 1940 r. wywieziono wszystkich osadników wojskowych z ich rodzinami. Listy do wywózki sporządzali Ukraińcy. Odtąd Polacy żyli w ciągłym strachu, ale drugiej fali deportacji w Horożance nie było. Rodziny deportowanych dopiero po wojnie dowiedziały się o losach swoich bliskich.

W 1941 r. znowu pojawiły się wojska, tym razem niemieckie. Odżyły nadzieje Ukraińców na niepodległą Ukrainę, wywieszali żółto-niebieskie flagi. Po dwóch tygodniach flagi ukraińskie musiały jednak zniknąć. Ale Ukraińcy pomagali Niemcom, m.in. w likwidacji Żydów. Zaczęły się napady na Polaków. W styczniu 1943 r. we wsi Markowa zabito 40 osób. Odtąd często dochodziło do masowych zbrodni. Polacy musieli się ukrywać. Gdy w czerwcu 1944 r. zaczął się odwrót wojsk niemieckich, bandy nadal grasowały po okolicy, zabijały Polaków, paliły całe wsie. Podczas ponownej okupacji sowieckiej ataki ukraińskie nasiliły się. Wielu Polaków musiało opuścić swe rodzinne strony. Również Otrębiczowie postanowili wyjechać do Toustobab, skąd się wywodził ojciec. Wieś była polska i miała zorganizowaną samoobronę, jednak w grudniu i tam doszło do napadu Ukraińców, w którym zginęło 109 osób. Po tym wydarzeniu ojciec postanowił, że ich rodzina na zawsze opuści tamte strony.

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Kędzierzyn-Koźle
Opis fizyczny: 
14 s.; 30 cm.
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
maszynopis
Język: 
Polski
Miejsce przechowywania: 
Dostępność: 
bez ograniczeń
Data powstania: 
1991
Stan zachowania: 
dobry, bez uszkodzeń
Sygnatura: 
AWII/1620
Tytuł kolekcji: 
Archiwum Wschodnie
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Osoba, której dotyczy treść: 
Główne tematy: 
stosunki polsko-ukraińskie podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej, wydarzenia na Wołyniu 1943–1944, ucieczka
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1939 do 1944
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia