Na Łuckiej 10
Jest to opowieść o kilkudziesięcioletnim istnieniu warsztatu ślusarskiego Franciszka Marciszewskiego, znajdującego się w Warszawie przy ul. Łuckiej 10. Autorka jest córką właściciela. Z rozrzewnieniem wspomina początki działalności ojca, sięgające lat 30-tych XX w. Po 8-letniej pracy u prywatnego właściciela, zapragnął wreszcie pracować na własny rachunek. W 1936 r. wynajął lokal przy ul. Łuckiej 10 i założył warsztat tokarsko-mechaniczny. Interes rozwijał się dobrze. Franciszek mógł zapewnić swojej rodzinie w miarę dostatnie życie. Jako jedyny w kamienicy mógł sobie pozwolić na samochód już w 1938 r. W czasie okupacji samochód zabrali Niemcy, ale warsztat nadal funkcjonował, choć jego dawna świetność minęła. Dało się jednak utrzymać z rodzinę. Pan Franciszek pomagał też żołnierzom AK w Powstaniu Warszawskim (o jego działalności w obronie cywilnej pisał jeden z dowódców AK, K.Krutol w książce „Bez munduru”). Po upadku Powstania wszystkich Warszawiaków wywieziono za Kraków.
Tuż po wyzwoleniu rodzina Marciszewskich wróciła na Łucką i zamieszkała w górnej części warsztatu, którą pan Franciszek odkupił od poprzednich lokatorów na cele warsztatowe. Warsztat ocalał, ale maszyny wywieźli okupanci. Rzemieślnik zaczął więc od olejarni, zdobył gdzieś prasę i wyciskał rzepak. Wkrótce jednak powrócił do żelaza. Robił różne rzeczy, m.in. produkował felgi, potem tylko je prostował. W 1946 r. doświadczył na własnej skórze nowych praw względem „prywaciarzy” i „kułaków”. Żołnierze radzieccy zabrali mu maszyny – nie protestował. Potem odebrano mu część warsztatu i oddano pod kwaterunek. Nie próbował się nigdzie odwoływać. Dostawał ciągle domiary – pisał wtedy podania o rozłożenie ich na raty. Raz tylko nie wytrzymał nerwowo i zrobił awanturę w urzędzie finansowym. O dziwo, domiar cofnięto.
Autorka opisuje szykany, jakim poddawano „prywaciarzy” w czasach PRL, zdarzały się donosy . Ludzie na państwowych posadach czuli się krzywdzeni przez „prywatnych”. Najgorsze lata dla prywatnych warsztatów skończyły się w październiku 1956 r. Było lżej, ale raz przyciskano, raz popuszczano „prywaciarzom”. Warsztat na Łuckiej przetrwał te ciężkie czasy, był znany i polecany przez klientów. Przychodzili tu sławni ludzie, rajdowcy, pisarze, aktorzy (m.in. Piotr Fronczewski). W marcu 1985 r. pan Franciszek opuścił swój warsztat. Przez kilka lat oficjalnie kierowała nim jego żona Stanisława, ale faktycznie prowadził go jego wnuk Michał. Po jej odejściu Michał pozostał w warsztacie i nadal się nim zajmuje. W 1997 r. kupił duży dom z pomieszczeniami warsztatowymi na Woli, na ul. Znanej 24.