publikacje

Wróć do listy

Dziennik: 15/28.12.1915–23.09/5.10.1916

Ósmy zeszyt dziennika Romualdy Baudouin de Courtenay rozpoczyna się słowami: „Koniec r. 1915-go i r. 1916-ty – jeżeli dożyjemy”. Pierwszy wpis pochodzi z 15/28 grudnia 1915 r. (Petersburg), ostatni – z 23 sierpnia/ 5 września 1916 r. (Helsinki). Ten tom dziennika odsłania psychologiczne oblicze wojny. Autorka wielokrotnie pisze, że nie może odpędzić swoich myśli od obrazów zamordowanych ludzi: „Teraz znowu wyobraźnia widzi ciągle stosy ciał żołnierskich – pod Verdun, pomiędzy jeziorami litewskimi […]” (s. 42); „Teraz znowu wpadam często w nastrój – płaczliwy na wspomnienie Warszawy – na sam widok tego słowa w gazecie. Pochłania się wszystko, co się słyszy, co się drukuje, ale to tak mało, takie niejasne i niepewne” (s. 43). Jak pisze, „żeby zapomnieć choć chwilowo o tym bezmiernym ciężarze rzeczywistości i uciec od dnia dzisiejszego, czytam różne dawne rzeczy” (s. 47), np. korespondencję Puszkina i monografię o jego współczesnych, monografię Bohdana Zaleskiego itp. Wspomina, że nic teraz nie pisze do gazet, ponieważ w „Dzienniku Petersburskim” „zbyt mało miejsca” (s. 49), „w »Głosie Polskim« gospodaruje wstrętny dla mnie z powodu biednego Darka W. Baranowski – jego intrygi były głównym powodem choroby Darka – a do innych pism nie pisałabym ze względu na kierunek. Moskwa – to centrum nowej polsko-endeckiej literatury i żurnalistyki” (s. 49–50). Autorka zazwyczaj diariuszuje regularnie, co kilka dni, ale zdarzają się dłuższe, miesięczne przerwy, spowodowane chorobą lub apatią. Mówi o tym np. wpis z 5/18 marca 1916 r.: „Nie pisałam tak długo. Apatia, brak wiary, jakiej takiej pewności co do przyszłości naszej” (s. 33). Po czym opisuje wydarzenia, które aktualnie wstrząsają społeczeństwem: „Pod Verdun mordują się już 25 dni – i Niemcy, po stracie, jak tutejsi strategowie dziennikarscy twierdzą, 200 tys. ludzi – zaledwo zdołali jeden front zdobyć” (s. 33).

Pierwsze strony dziennika są kontynuacją historii rodu matki Romualdy Baudouin de Courtenay, Anny Głuchowskiej. Autorka zaczyna od opisania doświadczenia obecności matki, jakie odczuła przed snem tydzień po jej śmierci: „Niech to sobie tłumaczą, jak chcą, ja wiem, że nigdy nie zapomnę tego wrażenia – nie widzenia, bo nie widziałam, ale tego całkowitego, opiekuńczego ogarnięcia przez matkę taką, jaką była w najlepsze czasy. Nie wiem, wiele to trwało, kilka minut, czy kilka sekund? Teraz mogę już pisać o tym i zapisuję tak, jak było, bez żadnych dodatków ani przesady. Naturalnie i potem długo leżałam bez snu – z radością i nową wiarą w jakąś możną, kochaną opiekę – i następny dzień ciągle o tem myślałam” (s. 2). Opisuje dość szczegółowo matkę, krewnych (s. 4–17), zwracając uwagę na to, że cała rodzina Głuchowskich była muzykalna, matka „miała prześliczny, wspaniały głos w ogromnej skali – mezzosopran – sięgający b. wysokich jako też i b. niskich nut. Doskonałe ucho. Po obojgu rodzicach wszystkie dzieci Głuchowskich były muzykalne. Wuj Apollon miał też b. wielki i piękny baryton, nigdy nie fałszował, ale często dodawał śpiewając swoje kadencje czy zmiany w ogóle. Wuj Apollon, mieszkając często w Odessie, bywał często w operze, i to znać było w jego śpiewie. Mama śpiewała piosnki polskie: »Jam wygnaniec, tyś wygnanka«, »Gdyby orłem być, lot sokoli mieć«, »Wiliją«, »Latem brzózka mała nad listkiem płakała«”, śpiewała też „dużo ukraińskich z prawdziwym ludowym zacięciem, patriotyczne, Moniuszki, ale najwspanialej jej głos brzmiał w pieśniach Michaiła Lermontowa: »Wychozu odin ja na dorogu« – b. pięknej” (s. 12–13).

Głównym tematem dziennika są wydarzenia historyczne, życie rodzinne, problemy dnia codziennego (np. wzrost cen, brak materiałów, „po obuwie trzeba chyba jechać do Finlandii” – s. 41) czy wydarzenia kulturalne, patriotyczne, w których uczestniczyła rodzina Baudouinów (np. obchody 3 maja w polskich szkołach albo urodziny Henryka Sienkiewicza: „Dziś 70-letnia rocznica Sienkiewicza. Bardzo musi być teraz właśnie czynnym i znajdować nie mało sił, pomimo tego wieku. Jako podczas polskiego komitetu ratunkowego w Vevey w Szwajcarii” – s. 75–76; „Janek, Ewcia i Mańcia są właśnie na obchodzie Sienkiewiczowskim […]. Szkoda, że prelegenci nieciekawi. Remig. Kwiatkowski i p. Jałomiecka. Może zresztą jej się uda »Legenda Polki« – bo znała osobiście Sienk., przebywając często z bratem Witkiewiczem w Zakopanem, więc może coś bardziej żywego i oryginalnego powie” – s. 76). 

Wojna wpływa na życie rodzinne Baudouinów. Syn Świętosław został powołany do wojska, później przeniesiony do koszar (s. 77). Córki, Ewelina i Maria, są w Petersburgu, jedna choruje na świnkę, druga dopiero wyzdrowiała z „influency”. Sama Romualda choruje na przewlekłe zapalenie płuc, mimo to namawia córki do wyjazdu – dla wypoczynku – do Finlandii, gdzie przebywa już trzecia córka, Zofia. Ta ostatnia działa coraz aktywniej w dziedzinie sztuki, maluje, przygotowuje dekoracje do teatru, szykuje wystawę. Tymczasem, jak pisze sama autorka: „Swoją drogą były dni, kiedy się b. bałam, żeby nie wypadło wzywać je wszystkie trzy z powrotem, bo pomimo przepowiedni dra w lewym płucu także powstały b. uparte ogniska zapalne, dołączyło się zapalenie opłucnej b. bolesne itp.” (s. 19). Najstarsza córka, Cezaria, została dyrektorką pierwszego gimnazjum klasycznego dla dziewcząt w Warszawie. Wiadomość ta została przekazana listownie mężowi, Janowi Baudouinowi de Courtenay, przez prof. Brocka z Norwegii, do którego z kolei pisał prof. Aleksander Brückner, przekazując informacje od Cezarii. Listy, które pisała sama Cezaria, nie docierały do rodziny, czego musiała się domyślać, skoro odważyła się szukać kontaktu z rodzicami właśnie przez Brücknera, pozostającego przecież w „zaostrzonych stosunkach” (s. 20) z Janem. Inne wydarzenia z życia rodziny to m.in.: propozycja objęcia katedry języka polskiego w Uniwersytecie Londyńskim przez Jana (s. 65), pierwsze oświadczyny o rękę Marii, wyjazd Zofii do Finlandii (Lepokoti). 

Autorka stale odznaczała się krytycznym i trzeźwym spojrzeniem na wszystko, co się działo w Europie. Strony 24–32 zawierają obszerny fragment o tym, co się wydarzyło na „dalekim świecie” (s. 24) podczas jej choroby, kiedy w ogóle nie pisała. Komentowała wszelkie wydarzenia z właściwym sobie dystansem, obiektywizmem, ale i nutą niebezpodstawnej ironii, np. „Dmowski, przyjmowany obiadem w ambasadzie rosyjskiej w Londynie, po wizytach w Paryżu, Rzymie – do Tokio nie zdążył wstąpić tym razem – zjechał na zjazd endecki do Losanny. Ciekawa jestem, dlaczego w tym samym czasie Piltz, który stał na czele […] biura korespond. w Losannie (polit. niepodległ.), wystąpił z niego. Projekta i plany co do przyszłej Polski coraz niby nowe, a zawsze nieokreślone, sprzeczne przychodzą z zachodu” (s. 31); „To, co tu słyszymy, jest takie niejasne i tak fabrykowane ad hoc – o dobrych stosunkach w Królestwie. Między innymi hiobowe wieści puszcza pewien arystokrata polski tu bawiący od niedawnego czasu [dopisek ołówkiem w nawiasie: (St. Lubomirski)]” (s. 39).

16 marca miało się odbyć zebranie z posłami, politykami z Dumy, „żeby im zakomunikować, co się dzieje naprawdę, a nie na papierze” (s. 44), organizowane przez Baudouinową i dwie inne kobiety z Towarzystwa Opieki nad Ofiarami Wojny. Jadwiga Dziubińska – delegatka Towarzystwa – przyniosła dokumenty o traktowaniu jeńców w jednym z lasów. Według gazet pracowali tam, dostarczając opał, podczas gdy „kilkanaście tysięcy już zmarło bez żadnej opieki w najokropniejszych okolicznościach i warunkach na tyfus wysypkowy w zarażonych barakach itp. O pomstę do nieba wołające rzeczy” (s. 44). Do zebrania z posłami ostatecznie nie doszło, skończyło się na osobistych wizytach autorki i Antoniny Leśniewskiej (właścicielki apteki) u polityków. 23 kwietnia notowała: „[...] projekt samorządu miejskiego wypracowany z inicjatywy Komitetu Obywatelskiego w Królestwie jest doskonały i chyba najdemokratyczniejszy w Europie, ale różne papugi w rodzaju sławnego Wellsa będą powtarzały stary pacierz o arystokratyzmie Polaków. Co innego instynkt, tradycja, a co innego twórcze przekonania i dążności dzisiejsze. Wszyscy rozumieją, że najszersze masy narodu powinny być uczestnikami wszelkiego powstającego u nas obecnie dobra. Kobiety, właścicielki nieruch. stające na czele warsztatów różnych prac, samodzielnie pracujące etc., osobiście też głosują. Jeszcze nigdzie nie wychodzą i czują się osłabione” (s. 68–69).

Dwie sylwetki zanotowane przez diarystkę dają wyobrażenie o losach wojennych postaci reprezentujących różne środowiska. O wizycie Władysława Borowskiego pisała: „Był u nas dwa razy obwieszony orderami bohater, Józi starej brat, Władysław Borowski. Pierwszy raz po 20 miesiącach nieustannej wojaczki otrzymał urlop na 3 tygodnie i już wyjechał. Dostał 4 Krzyże Jerzego (dwa srebrne i dwa szczerozłote), 4 medale Jerzego, też jeden złoty, ciężki, a więc wszystkie znaki tego orderu. Ponieważ zaś oprócz tego ma order angielski króla Jerzego, więc powiadają, że ma 9 »georgjów«. Oprócz tego Stanisława, Anny etc. […] za trzy miesiące będzie sztabskapitanem, jeżeli wyżyje, bo pojechał znowu do Tarnopola, a tam właśnie Makenzen zamierza, jak widać z gazet, uwalniać ostatecznie od obcych Galicję. Straszne rzeczy opowiadał Borowski o walkach w Galicji i Karpatach – był wszędzie tam, aż pod Krakowem. Teraz syt odznaczeń, marzy o dymisji, końcu wojny, kupieniu majątku, ogrodzie i stawie z rybami” (s. 54–56).

O Iwaszkiewiczównie – pensjonarce z Krakowa: „córka powszechnie znanych obywateli ziemskich z Galicji Wschod., która wróciła do domu na wakacje z Krakowa i padła ofiarą tak strasznego nieszczęścia” (s. 59–60). Otóż kilkunastoosobowa grupa 14-18-letnich panien trafiła z Galicji Wschodniej do Irkucka, gdzie „oficerowie zabawili się z niemi” (s. 59), następnie oskarżyli je o szpiegostwo. „Oto losy! Teraz wiele z tych nieszczęśliwych oczekuje potomstwa” (s. 59), dlatego kobiety z komitetu irkuckiego organizują pomoc, zapewniają odzież i budują internat. Autorka docenia umiejętności organizacyjne i chęć niesienia pomocy rodakom. Wspominając o czasopiśmie „Wisła”, w którym Cezaria publikuje kolejną pracę naukową, Romualda pisze: „Dobrze, że »Wisła« zmartwychwstała. W ogóle naród daje dowody wielkiej sprężystości i zręczności organizacyjnych, nie tylko w kraju, ale i tu na wychodztwie, w najrozmaitszych miastach wcześniej od wszystkich innych narodowości zajęli się Polacy losem wypędzonych z własnych gniazd rodaków, potrafili wymóc od rządu, właściwie pod firmą Komitetu W. Ks. Tatiany, środki na przytułki, […] szkoły etc. I skupili pod opieką swoich komitetów, centrali, rady zjazdów w Moskwie etc. etc. co najmniej kilkaset tysięcy rodaków. Za ich dopiero przykładem organizowali się inni. Za to co do polityki nie wiadomo, jak wypadnie egzamin narodu” (s. 61–62).

Autorka nie pozostaje objętna na wydarzenia mieszczące się niejako na marginesie głównych perypetii wojennych. Wspomina o wybuchu powstania w Dublinie i jego rychłej kapitulacji: „Jak piorun z jasnego nieba wybuchło powstanie w Dublinie i w kilku innych miejscowościach irlandzkich – i oto po kilku dniach walki już kapitulują, mnóstwo ofiar, chociaż 4/5 Dublina było w ręku powstańców – Poczta Główna, arsenał etc. Wódz [Sir Roger] Casmenth ujęty natychmiast po wylądowaniu ze statku niemieckiego – i oto finita la tragedia. Niestety zresztą nie finita dla pojedynczych ofiar… Casmentha od razu powieźli do Londynu i osadzili w tej samej celi w Tower, w której spędził ostatnią noc szpieg niemiecki Lodi. Niezbyt po rycersku traktują wielcy oswobodziciele małych narodów nieszczęśliwego bohatera irlandzkiego. Podli Niemcy z pewnością przyrzekali im skuteczniejszą pomoc, a potem pozostawili ich samych. Gorsza historia niż nasza w 63-m roku z obiecankami Napoleona III i tejże Anglii” (s. 63). Autorka obnaża obłudę rosyjskiego rządu. 27 kwietnia pisze: „Dziś dziesięciolecie ros. pseudo-konstytucjonalizmu t.j. otwarcia 1-wszej Dumy. Pisma podają naturalnie odpowiednie artykuły, portrety etc. Nie tylko entuzjazmu, ale nawet zbyt dotkliwego Katzenjammeru nie wywołuje to w obecnym społeczeństwie” (s. 72). Tymczasem sytuacja materialna społeczeństwa w Moskwie jest coraz cięższa – brak żywności, mięso raz w tygodniu itp., ceny wzrastają nawet o 75 proc. Zamożni jeszcze nie głodują, ale uboższe warstwy tak (s. 74–75). Pismo autorki czasami bywa mniej czytelne nie tylko z powodu jej emocji, ale również słabej jakości atramentu: „Takie jakieś teraz okropne atramenty, że się zgęszczają po kilku dniach w kałamarzu. Pisać trudno” (s. 76).

Końcowy wpis pochodzi z 23 sierpnia / 5 września 1916 r. Romualda przebywała z Zofią w Helsinkach (Helsingfors), gdzie córka organizowała wystawę. Autorka zamierzała zostawić pamiętnik u znajomych: „Pisany jest wprawdzie tak, że nikogo nie może narazić na żadne awantury, włącznie ze mną naturalnie, ale nie chcę, żeby go trzeba było oddawać na granicy – w Białoostrowie czy Petersburgu żandarmom – i czekać potem, aż mi raczą zwrócić kiedyś z cenzury. Przewozić zaś tajemnice w obecnych czas[ach] zbyt jest ryzykownie. Nawet czystego papieru nie puszczają i paczki kopert, bo może tam coś atramentem okrutnym napisano. Niech więc kajet ten czeka lepszych czasów w Helsingforsie” (s. 223). Ostatnie zdanie: „Szczęśliwi Finlandczycy – dotychczas oszczędza ich bicz wojny” (s. 224).

Miejsce powstania: 
Petersburg, Helsinki
Opis fizyczny: 
224 s. ; 21 cm.
Postać: 
zeszyt
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
Od 1915 do 1916
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
III-298, z. 8
Uwagi: 
Tytuł nadany przez redakcję Archiwum Kobiet. Pismo czasami trudno czytelne. Stan zachowania dziennika dobry, notatki sporządzane piórem, brak skreśleń. Dodatkowe uwagi na marginesie sporządzone czerwoną kredką lub ołówkiem zapewne przez któreś z dzieci. Do zeszytu dołączona jest kartka: Grupa ugro-fińska i samojedzka oraz tatarska – to spis tytułów i autorów (najprawdopodobniej bibliografia). Zeszyt (jak większość dzienników Romualdy Baudouin de Courtenay) zawiera notatki-dopowiedzenia pisane ołówkiem bądź czerwoną kredką. Najprawdopodobniej sporządzone zostały po 1930 r., o czym może świadczyć m.in. następujący komentarz z gwiazdką do treści głównej dziennika: „[…] zamiast gen. Petain (nie wiem, jak się pisze) *1934. Teraz jest min[istrem] wojny” (s. 78).
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
pierwsza wojna światowa oczami kobiet, diarystyka kobieca, poglądy polityczne, Endecja, pacyfizm, przerażenie konsekwencjami wojny, gwałty na Polkach w rejonie irkuckim, oskarżenie zgwałconych kobiet o szpiegostwo, życie codzienne w wojennym Petersburgu
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1915 do 1916
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
dziennik/diariusz/zapiski osobiste
Tytuł ujednolicony dla dziennika: