Wspomnienia z Wołynia
Autorka opisuje mordy ukraińskie na polskiej ludności na Wołyniu w 1943 r. Miała wówczas 12 lat.
Do 1943 r. mieszkała z rodzicami i starszą siostrą w niewielkiej kolonii polskiej Chrobrow, ok. 20 km na południe od Łucka. Kolonia liczyła ok. 30-40 gospodarstw i dzieliła się na dwie części. W jednej mieszkali osadnicy wojskowi, w drugiej ci, którzy kupili ziemię. Rodzice autorki pochodzili z dziada pradziada z Wołynia. Na przełomie 1939/40 r. osadników wojskowych wywieziono na Sybir, a gospodarstwa oddano Ukraińcom.
Od 1942 r. zaczęły dochodzić wieści o napadach na Polaków. Z początkiem 1943 r. terror się nasilił. Bandy ukraińskie napadały nocą okoliczne wsie, paliły zabudowania, a mieszkańców mordowały. Ludność zaczęła uciekać do miasteczek. Wiosną zaczęto przygotowywać samoobronę. W sadach kopano „schrony”. Była tam przygotowana żywność i pościel. Mężczyźni stali na warcie. Gdy jednak ataki się nasiliły, trzeba było uciekać. Udali się do Marianowa, dużej, bogatej wsi polskiej, gdzie była silna samoobrona. Tam mieszkała siostra ojca autorki. W kolejnych dniach spalone zostały prawie wszystkie okoliczne wsie, w których mieszkali Polacy (w tym ich kolonię). Również z Marianówki musieli uciekać. Ojciec pojechał do miejscowości Bakonówka (bliżej Włodzimierza Wołyńskiego), gdzie mieszkali jego bracia stryjeczni, reszta rodziny miała dołączyć do niego. Nocą z 11. na 12. lipca do wsi przyszli bandyci. Halina z matką i siostrą oraz rodziną ciotki ukryły się w zbożu, następnie schroniły się u znajomych Ukraińców. Postanowili uciekać do Skrucza, gdzie była placówka polska. Tam spotkały wielu uciekinierów ze spalonych wiosek, często okaleczonych (kilka tysięcy osób bezdomnych). Pomagali sobie wzajemnie, jak mogli. Co jakiś czas miejscowość była napadana przez Ukraińców (po odejściu Niemców w 1944 r. wszystkich Polaków wymordowano). Kilka razy w miesiącu wysyłano stamtąd w konwoju część ludzi do Łucka. Rodzina autorki znalazła się w Łucku w październiku 1943 r. Zamieszkali u dalszych krewnych, w pomieszczeniu po sklepiku. Tu spotkali najbliższą rodziną ojca. Dowiedzieli się, że rodzice i brat matki zostali zamordowani. Ojciec ze stryjecznymi braćmi prawdopodobnie zostali żywcem spaleni w stodole, w której się ukryli. Wiosną 1944 r. matka Haliny i kuzyni pojechali do swych dawnych siedzib, by pozbierać kości bliskich. Pochowano ich we wspólnej trumnie na cmentarzu w Łucku. Niestety teraz po tym cmentarzu nie ma już śladu. Pogrzebu dla ojca i innych krewnych, a także tysięcy pomordowanych nikt nie mógł zrobić. Ich proch są rozsiane po całym Wołyniu.