Kontakt na Gestapo
Wspomnienie Haliny Martin o Ilze Glinickiej, z d. Stroebel, kobiecie która uratowała dziesiątki osób z rąk gestapo, wyciągała ludzi z więzień i obozów. Autorka opisuje swoje spotkanie z Glinicką i ich późniejszą znajomość.
Zimą 1942/43 Niemcy aresztowali prof. Stanisława Poniatowskiego razem z „Australijczykiem”, którego ukrywał, i „Biuletynem Informacyjnym” w ręku. Halina Martin przyjaźniła się z jego szwagierką Wandą Lubecką. Aby zaradzić tej sytuacji, Halina udała się do Ilse Glinickiej, która miała kontakty na gestapo. Trochę obawiała się tego spotkania, nie wiedziała, czego się spodziewać po kim, kto się zadaje z gestapowcami. Ze względów konspiracyjnych, chciała przedstawić się jej fałszywym nazwiskiem, ale kobieta natychmiast ją rozpoznała. Okazało się, że spotkały się kiedyś u fryzjera, dokąd zaprowadziła ją matka. Kazała nazywać się „ciociu”. Była osoba bardzo energiczną i przebojową. Szybko zorientowała się w celu wizyty Haliny i podjęła odpowiednie kroki. Nazajutrz już wiedziała, że profesor jest na Majdanku i oznajmiła, że za dwa dni jadą do Lublina. Po drodze bardzo dużo mówiła o tym, że zna wszystkich szefów gestapo w Generalnej Guberni, bo czasem przyjmuje ich w pałacu w Wilanowie, którego jest trojchenderem. Mówiła, kogo uwolniła, a kogo nie udało się uratować. Podawała nazwiska, co Halina, jako konspiratorka, przyjmowała z dużą nieufnością. W Lublinie zatrzymały się u Ewy Rutkowskiej, siostry Bolesława Rutkowskiego z Delegatury. Następnego dnia wystrojona, z bukietem róż, zabrała Halinę na gestapo. Wszyscy jej się tam kłaniali, usługiwali jej. Niestety nie udało się uwolnić profesora, ale uzyskały pozwolenie na dostarczenie mu dwóch paczek z żywnością. Autorka opisuje perypetie z tym związane, podkreślając pewność siebie i temperament Glinickiej. Patrząc na to jak Ilse owija sobie wszystkich wokół palca, sama była przerażona ze strachu przed gestapo. Potem kobieta na dobre zadomowiła się w jej rodzinie. Podczas Powstania Warszawskiego Glinicka, która mieszkała na ul. Złotej, natychmiast zorganizowała wspólna kuchnię dla całego domu. Któregoś dnia przybiegła do Haliny jakaś kobieta z informacją, że Glinicka została zabrana przez żandarmów z AK „za włóczenie się z Niemcami”. Trzymali ją gmachu PKO. Halina biegnąc tam, spotkała po drodze człowieka, którego Ilse w trumnie wywiozła z Oświęcimia. Mężczyzna zaświadczył o tym fakcie i Glinicką zwolniono. Ostatni raz Halina widziała ją pod koniec 1945 r. Idąc Nowym Światem, spotkała „Pługa”, dowódcę „Parasola”, a tu obława na AK-owców. Wciągnęła go do jakiejś bramy. Było to akurat przy sklepie z antykami, który prowadziła Glinicka. Kobieta zabrała ją do środka, a „Pług” zniknął.
Na koniec autorka podaje trochę biograficznych danych o Glinickiej. Urodziła się w Tallinie, w rodzinie Szwedki i Wiedeńczyka. Wyszła za mąż za urzędnika polskiego konsulatu i z nim przyjechała do Warszawy. Tu poznała Zygmunta Glinickiego, artystę grafika, który nie miała nigdy grosza. Rozwiodła się i wyszła za niego za mąż. Po polsku mówiła bezbłędnie, bez obcego akcentu. Była czynna w sekcji plastyczek, urządzała wystawy i międzynarodowe kongresy. Wszędzie jej było pełno. W 1939 r. zapisała się na kursy sanitarne i starała się o przeszkolenie spadochronowe. Podobno chciała, żeby ją zrzucono w głębi Rzeszy w cellu zamordowania Hitlera. Martinowa dowiedziała się o tym wszystkim dopiero w Londynie. Ale nigdy nie udało jej się ustalić jej powiązań z podziemiem w czasie wojny. Nikt nic o niej nie wie. W 1968 r. wyszła książka pt. „Z lotu ptaka”, w której autorka Morozowicz-Szczepkowska podaje, że Ilse Glinicka była głęboko zaangażowana w konspiracji, że wydostała Polę Gojawiczyńska z Pawiaka, że uratowała skarby Wilanowa.