Listy z Portugalii
Pięć miesięcy (marzec–lipiec) roku 1936 spędziła Beata Obertyńska w Lizbonie, przebywając tam na zaproszenie przyjaciół, Zofii i Tadeusza Romerów. Romerowie od 1935 r. mieszkali w Portugalii, od czasu gdy Tadeuszowi została powierzona samodzielna placówka dyplomatyczna i rozpoczął pełnienie tam funkcji posła. Korespondencja Obertyńskiej powstawała zarówno podczas podróży do Lizbony, jak i w czasie samego pobytu w stolicy Portugalii, a jej adresatką była siostra poetki – Aniela Pawlikowska. Autorka starała się przekazać siostrze pełnię swoich wrażeń i jak najwierniej opisać własne doświadczenia. Pisze zatem o samej Lizbonie: mieszkańcach, transporcie publicznym, klimacie, architekturze, o swoich podróżach – bliższych (do Sintry) i dalszych (Villa Viçosa), o bankietach i balach, w których brała udział, o poznanych dyplomatach i artystach, o wydarzeniach kulturalnych (koncert Artura Rubinsteina, przypłynięcie statku Batory, odczyt Eleny Vacarescu itp.). Z listów wyłania się obraz podróżniczki zachwyconej podróżą i odmiennym klimatem (szczególnie urzekł Obertyńską ocean, który barwnie opisuje wiele razy), a jednocześnie trochę zażenowanej tym, w jaki sposób jest odbierana przez polonię portugalską (nie uważa się za tak wielką artystkę, na jaką próbuje ją kreować środowisko). W dowcipny sposób przedstawia własne perypetie i starania, by wypaść jak najlepiej na licznych rautach i balach w poselstwie.
Relacja Obertyńskiej z kilku miesięcy funkcjonowania polskiej placówki dyplomatycznej jest cennym źródłem informacji dla badaczy historii polskich stosunków międzynarodowych, z korespondencji poetki można również wyczytać niespokojny nastrój lat przedwojennych towarzyszący rozmaitym uroczystościom. Listy są utrzymane jednak w tonie przede wszystkim żartobliwym i mają służyć bliskim za jak najwierniejszą, ale jednak osobistą relację z pobytu w Lizbonie (brak więc nazwisk konkretnych dyplomatów, są uwagi dotyczące ich aparycji czy sposobu wypowiadania się). Obertyńska pisze, że jej wyjazd nie jest czysto turystyczny, a sama musi spełnić przykry obowiązek propagandy polskości za granicą, jak nazywa swoją aktywność – udziela wywiadu do pisma kobiecego, a także wygłasza odczyt o współczesnej literaturze kobiecej. Próżno jednak z listów dowiedzieć się więcej o przedmiocie odczytu, Obertyńska relacjonuje za to zachwyt, z jakim został przyjęty jej referat. Listy pisane były na maszynie do pisania, w wielu miejscach zostały naniesione ręczne poprawki (przede wszystkim literówek i usterek interpunkcyjnych). Relacje utrzymane są w lekkim tonie i dotyczą codzienności autorki w Lizbonie. Stanowią interesujące źródło informacji nie tylko o funkcjonowaniu placówki dyplomatycznej, lecz także o warunkach podróży po Europie w latach 30. XX wieku i o życiu towarzyskim za granicą.