b.t. [Na niedzielę 10 listopada 1918 r…]
Autorka opisuje demonstrację, która odbyła się 10 listopada 1918 r. w Warszawie.
Dla uczczenia 1. rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej dwie partie SDKPiL oraz PPS-Lewica zwołały na 10.11 wiec, który miał się odbyć na niezabudowanym, ogrodzonym placu u zbiegu ulic Żelaznej i Leszno [dzisiaj Al. Solidarności – obecnie stoi tam ratusz dzielnicy Wola]. Władze niemieckie surowo zakazały tego zgromadzenia, ale wiecu mimo to nie odwołano.
W tygodniu poprzedzającym datę planowanego wiecu, każdy dzień przynosił nowe wieści: rewolucja w Austro-Węgrzech, upadek monarchii Habsburgów, zabór austriacki wolny, w Lublinie i Dąbrowie Górniczej wybrano Rady Delegatów Robotniczych, w Niemczech rewolucja, abdykacja cesarza Wilhelma II, ogłoszona republika…
Lud Warszawy ochoczo przybył na wspomniany plac, ale zastał zamkniętą furtę a przed nią karabin maszynowy, zaś dookoła żołnierze niemieccy. Kto znał niemiecki, zaczął opowiadać żołnierzom o rewolucji w Niemczech. Ci, z początku niechętnie, z czasem jednak z coraz większym zadowoleniem, słuchali tego. W końcu oświadczyli, że nie będą strzelać. Uczestnicy zgromadzenia uformowali pochód i ruszyli ul. Żelazną. Wtedy na tyłach pochodu zjawił się oddział niemieckiej piechoty, utworzył tyralierę i wdarł się w szeregi demonstrantów. Ale ludzie szybko ich otoczyli i zaczęli im również opowiadać o wydarzeniach w Niemczech. Wkrótce tłum ich całkowicie wchłonął, że nie było ich widać. Następnie przybył konny patrol „husarii śmierci”. I tym razem żołnierze zachowali bierność. Poruszali się razem z pochodem, a gdy tłum skręcił w ul. Złotą, huzarzy oznajmili, że muszą wracać do koszar nakarmić konie. Na Złotej stał szereg tramwajów, czekających na wolną drogę, a na otwartych ich platformach tłoczyli się niemieccy żołnierze. Wielu z nich pozdrawiało przechodzących demonstrantów, wykrzykujących: „Niech żyje rewolucja w Niemczech”, itp.