Oświadczenie Konstancji Szczepańskiej
Autorka opowiada o masowych mordach ukraińskich, jakie miały miejsce we wsi Głęboczyca w 1943 r. Pierwsze represje w ich wsi zaczęły wczesną wiosną, kiedy UPA rozbroiła placówkę niemiecką, spaliła dwór i majątek dziedzica Krzyżanowskiego. Dziedzic wyjechał ze swego majątku rok wcześniej. Wtedy nasilają się rewizje, aresztowania i prześladowanie ludności polskiej. Autorka podaje nazwiska bestialsko pomordowanych przez Ukraińców. Polacy chowali się w zabudowaniach, piwnicach i lasach.
W dniu 29. sierpnia autorka nocowała w swego ojca, Eljasza Małeckiego. Jej mąż Władysław przybiegł do niech i ostrzegł, że UPA wszystkich morduje. Konstancja z 2-letnim dzieckiem ukryła się w stogu siana, jej rodzeństwo uciekło w kierunku rzeki. Banderowcy strzelali za nimi, ale udało im się zbiec. Gdy wyszła z ukrycia, znalazła ojca z rozłupaną na pół głową. Przez trzy tygodnie ukrywała się z dzieckiem w lesie. Byli tam również inni ocaleni, ale nie chcieli jej przyjąć do grupy uciekających, bo dziecko mogło ich zdradzić płaczem. Nocą przychodziła do wsi w poszukiwaniu żywności. Pomordowanych zakopywano w miejscu mordu, w zagrodach. Wykorzystywano do tego Ukraińców, świadków Jehowy, którzy nie chcieli zabijać. Zabijano siekierami, a do uciekających strzelano z broni.
Gdy po trzech tygodniach wyszła z lasu, natknęła się na Ukraińca, który chciał ją zabić. Ale ujął się za nią inny, znany jej Ukrainiec, mówiąc, że im się jeszcze przyda, że powie im, co mówią o nich Polacy. Zaprowadzili ją do domu Ukrainki Jehowy, gdzie znaleźli ją Niemcy, którzy przyjeżdżali z Włodzimierza w poszukiwaniu żywności. Wtedy spotkała brata stryjecznego, Jana Małeckiego, z którym zabrała się do Włodzimierza. Zamieszkała z nimi w namiocie do zimy, po czym wyjechali do Dubienki, a potem do Chełma. Tam odnaleźli ja jej mąż i brat, Wacław Małecki. Pozostali tam do końca wojny, mąż pracował w piekarni. Następnie wyjechali na Ziemie Zachodnie, gdzie się osiedlili.