publikacje

Wróć do listy

Tułacza dola (lata 1939-1948)

Autorka w barwny i emocjonalny sposób opowiada o losach swojej rodziny w czasie II wojny światowej. Mieszkali na Wołyniu, w osadzie Witosowo (nazwanej na pamiątkę pobytu Wincenta Witosa), niedaleko Krzemieńca. Jej ojciec Franciszek Rydz), podobnie jak wielu innych mieszkańców tej osady, był osadnikiem wojskowym, przybyłym z armią gen. Józefa Hallera w 1920 r., na pomoc Legionom, walczącym z bolszewikami na tych terenach.

Opowiadanie zaczyna się w sierpniu 1939 r. Autorka miała wtedy 11 lat, a jej siostra 12. Dziewczęta spędzały beztroskie wakacje z kuzynostwem z Lublina. Dzieci niewiele rozumiały z tego, co dzieje się dookoła, ale po minach dorosłych przeczuwały, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Po wybuchu wojny Ukraińcy, wrogo nastawieni do Polaków, napadają na gospodarstwa osadników, grabiąc je , paląc i bestialsko mordując właścicieli. W domu zostały same kobiety: mama, babcia i obie siostry. (ojciec pracował w Izbie Skarbowej w Katerberg i przyjeżdżał tylko na soboty i niedziele). Kobiety cudem ocalały, być może dlatego, że chronił je ukraiński służący, bardzo im oddany. Później matka dowiedziała się, że jej siostrę, mieszkającą niedaleko Lwowa, banderowcy zamordowali, żywcem zakopując ją w ziemi. Niebawem sytuacja stała się jeszcze gorsza - 17 września weszli Sowieci, „bolszewicka biedota ze Wschodu”. Autorka pisze, że przetaczali się przez te tereny jak szarańcza, gołocąc wszystko po drodze. Wprawdzie pozamykali część banderowców, ale sami także siali strach i zamęt, plądrując zagrody w poszukiwaniu mężczyzn i broni. Zima 1939/1940 r. była wyjątkowo mroźna. W lutym przyszli po nich Sowieci i kazali się zbierać, nie dając wiele czasu na spakowanie. Całą rodzinę wraz ukrywającym się u nich Ignacym Wróblem, 15 letnim chłopakiem, znajomym rodziny ojca, który uciekł przed Niemcami z Rzeszowa, zabrano w środku nocy na dworzec. Tam stały już tłumy takich jak oni. Zapakowano ich do bydlęcych wagonów, przygotowanych dla ludzi, które zaplombowano i zaczęła się długa podróż na północ, w głąb Rosji. Na niektórych stacjach spotykali transporty z innych miast. Po kilku tygodniach w nieludzkich warunkach, w przeraźliwym chłodzie, dotarli do stacji Kotłas w Archangielskiej obłasti. Tam, przy 40-stopniowym mrozie, cały transport rozładowano. Czekały na nich psie zaprzęgi, które zabrały ich dalej. Aby psy mogły odpocząć, na noce zatrzymywali się w chatach rosyjskich zesłańców, od których dowiedzieli się, że był to szlak polskich skazańców, wywożonych na Sybir za caratu. Przyjmowali ich serdecznie. Tak przebyli ok. 100 km.

Celem tej podróży okazało się skupisko baraków w środku ogromnego lasu. Był to „posiołek Jarynga” nad rzeką Wyczegda, koło miasta Jaryńsk. Baraki były zapluskwione. Ich 6-osobowa rodzina otrzymała jedno pomieszczenie. Początkowo kobiety gotowały skromne posiłki z zapasów zabranych z Polski. Potem musieli przenieść się do stołówki robotniczej, gdzie im dawano na zmianę zupę rybną, „ucha” i bliny.  Dzienne racje żywnościowe były zbyt małe dla ciężko pracujących ludzi. W kolejkach po strawę działy się różne rzeczy, ludzie walczyli o ostatnie ochłapy. Hasłem przewodnim było: „kto nie pracuje ten nie je”. Pracowali więc wszyscy zdolni do pracy. Głównie przy wyrębie lasu i spławianiu drewna, ale były też inne zajęcia. Przy wycince zatrudniane były nawet kobiety, nie przywykłe do ciężkiej fizycznej pracy. Dzieci chodziły do szkoły oddalonej o 3 km, ale zimą było to praktycznie niemożliwe, bo nie miały wystarczająco ciepłej odzieży i butów. Poza tym trzeba było uważać na dziką zwierzynę, bo droga wiodła przez las. Autorka opisuje codzienne życie w osadzie, także zabawy i inne zajęcia dzieci. Wśród społeczności lokalnej kwitł handel wymienny. Mieszkali tam także Rosjanie, oni też mieli ciężkie życie. W maju 1940 r. rodzinę Rydzów dotknęło ogromne nieszczęście, ojciec zginął przywalony wielką szpulą z kablem.

W 1941 r. Stalin wypowiedział wojnę Hitlerowi. Zaczęły się poważne braki żywnościowe. Latem do zesłańców dotarła wiadomość o zawartym porozumieniu pomiędzy Stalinem i gen. Sikorskim, na mocy którego miało być organizowane Wojsko Polskie, z gen. Andersem na czele. Ze wszystkich zakątków Rosji zaczęli ściągać Polacy do wyznaczonych placówek, gdzie mieścił się sztab WP. Na rzece Wyczegda pojawiły się sklecone na prędce tratwy, wiozące polskie rodziny ku „wolności”. Rodzina Rydzów dostała się na parostatek do Kotłasa. Z portu zabrał ich pociąg towarowy, pod nadzorem sowieckim, tym razem w otwartych wagonach. Dokąd? – nie wiedzieli. Jechali całymi tygodniami w kierunku Uralu, m.in. przez Czelabińsk, Taszkient. Robiło się coraz goręcej. Transport zatrzymywał się po drodze, by uzupełnić żywność i wodę. Uchodźcy, by zdobyć pożywienie musieli ustawiać się w długich kolejkach, a potem na gwizdek w pośpiechu wracać do wagonów. Niejeden wracał bez niczego, niektórzy nie zdążyli na transport i zostawali. Po drodze dowiedzieli się, że razem z Wojskiem Polskim z Krasnowodska nad Morzem Kaspijskim, etapami, drogą morską przerzuca się ludność cywilną do Iranu – najpierw do Pahlevi, potem do Teheranu. Niestety ich radość trwała krótko, bo niebawem okazało się, że ich transport pojechał dalej. Zostali oszukani. Pociąg zatrzymał się w końcu niedaleko Buchary. Stamtąd pieszo (tylko starcy i dzieci załadowano na wozy) pognali ich przez spalony słońcem step. Po trzech dniach marszu w spiekocie i kurzu dotarli do osady u podnóża gór. Zaczęto ich rozlokowywać w lepiankach. Ich 4-osobowa rodzina (Ignac wysiadł po drodze, by dołączyć do junaków) dostała pomieszczenie bez okien. Tam spędzili ok. 2-3 miesięcy, pracując w kołchozie. W końcu pojawił się Polak z Aschabadu, pełnomocnik d/s uchodźców i powiedział, że wkrótce pojadą do Kransowodska, bo stamtąd już dużo transportów wyszło do Iranu. Po jakimś czasie istotnie, zebrano wszystkich i wyruszyli w drogę do Buchary. Tam ponownie zapakowano ich do wagonów. Ale do Krasnowodska nie dotarli. Pociąg zatrzymał się niedaleko Samarkandy, skąd zaczęto rozwozić ich po kołchozach. Początkowo razem z dwoma innymi rodzinami ulokowano je w dawnym meczecie, o którym Ksawery Pruszyński pisał w swych opowiadaniach „Trębacz z Samarkandy”. Po jakimś czasie przeniesiono je do obskurnej lepianki, gdzie spały wprost na klepisku. Autorka opisuje uzbecką wioskę i jej mieszkańców. Był rok 1942. Panował tam coraz większy głód, również wśród tubylców. Byli pozostawieni sami sobie. Matka codziennie chodziła 5 km na budowę cukrowni. Babcia zaczęła puchnąć z głodu i coraz bardziej podupadała na zdrowiu. Zofia zapadła na malarię, cudem ocalała. W Samarkandzie była placówka WP, która organizowała transporty rodzin wojskowych do Iranu. Ich rodzina nie była rodziną wojskową, więc zostały na koniec. Na szczęście znalazł się znajomy ojca, który dowiedział się o ich trudnym położeniu i załatwił im papiery na wyjazd ostatnim transportem cywilnym, bo Stalin wstrzymał ewakuację po zerwaniu stosunków z Rządem Londyńskim. Przed matką Zofii stanęła niezwykle trudna decyzja – zostać z umierającą matką (babcią Zofii), czy ratować dzieci. Z ciężkim sercem wybrała to drugie. Do stacji kolejowej w Zirabułak musiały dostać się pieszo, co nie było łatwe, gdyż Zofia była jeszcze osłabiona chorobą. Autorka nie pamięta, ile trwała podróż pociągiem. W Kransnowodsku uchodźcy musieli kilka dni czekać na plaży, pod gołym niebem na statek, który miał wrócić z Pahlavi. Największym wzruszeniem dla nich był widok żołnierzy w polskich mundurach. Gdy przypłynął wreszcie statek i znaleźli się na jego pokładzie, było to dla nich jak powiew wolności. Po kilku godzinach zobaczyli już brzegi Persji. W porcie czekali na nich przyjaciele (w tym Ignac Wróbel).

Na tym autorka kończy swą opowieść, zaznaczając, że dalsze ich losy są zbieżne z tymi opisanymi przez Jerzego Krzysztonia w książce „Krzyż Południa” (transport z Pahlavi i pobyt w Teheranie) oraz przez Wacława Korabiewicza w „Gdzie słoń, a gdzie Polska” (organizacja uchodźctwa w Afryce, nasze bohaterki mieszkały niedaleko Salisbury w płd. Rodezji).

Autor/Autorka: 
Inny tytuł: 
Droga na Wschód (1940-1942)
Miejsce powstania: 
s.l.
Opis fizyczny: 
mps., 32 s. luź.; ; 29 cm
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
maszynopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
tak
Data powstania: 
2026
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
P 39
Tytuł kolekcji: 
Pamiętniki emigrantów
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia