Relacja Zeldy Metz
Relację otwiera data z połowy września 1939 roku. Autorka zapisała, że od wybuchu II wojny światowej Siedliszcze – małe miasteczko – pozostało bez władz i służb porządkowych. Miejscowa ludność wykorzystywała to do rabowania i napadania na żydowskich sąsiadów. Opisała jak 11 listopada 1939 roku w Siedliszczach zamordowany został Niemiec (brak nazwiska czy funkcji). W odwecie żołnierze zebrali mężczyzn z tej miejscowości i przeprowadzili segregację wedle pochodzenia – od grupy oddzielono Żydów i pobito. Aresztowano jedenastu Polaków, reszta została po dniu wypuszczona na wolność.
W listopadzie 1939 roku władze okupacyjne zażądały kontrybucji od Żydów wysokości 10.000zł. Przestraszona ludność żydowska zebrała trzykrotność tej kwoty i wierząc, że zapłacenie większej kwoty zapewni im spokój, zapłaciła całość zebranych pieniędzy. Efektem stało się ponowienie żądania po kilku dniach – tym razem Żydzi nie zdołali zebrać wymaganej kwoty. W tekście brak informacji o reperkusjach.
W grudniu została wysadzona w powietrze miejscowa synagoga, utworzono też Judenrat. Jednocześnie Autorka zanotowała, że w Siedliszczach nie było policji żydowskiej aż do 1942 roku.
Kolejny fragment relacji otwierają informacje z roku 1940, kiedy pojawiły się pierwsze informacje dotyczące obowiązku pracy. Kobieta zanotowała, że w roku 1941 ludzi kierowano głównie do odśnieżania i melioracji. Wedle słów Autorki w roku 1941 w getcie w Siedliszczach doszło do znacznego pogorszenia się warunków, zapanował głód, pojawiła się także poważna epidemia tyfusu. W tym samym roku odeszły pierwsze transporty do obozu w Bełżcu. Wprowadzono także nowe prawa dotyczące pracy – obowiązywała wszystkich między czternastym, a pięćdziesiątym rokiem życia. W październiku tego samego roku zaczęły się wywózki do obozów pracy. Ośmiuset Żydów przewieziono do obozu pracy w Stawowie, resztę do obozów we Włodawie i Sobiborze. Kobieta znalazła się w Stawie, stamtąd (kiedy zbrakło dla niej pracy) odesłano ją do Sobiboru. Zapisała, że jechało z nią około ośmiuset ludzi, w stu pięćdziesięciu furmankach (odległość oszacowała na 42km). W czasie przejazdu pilnowała ich ukraińska policja. Na miejscu odbyła się selekcja, ocalała z niej grupa 15 osób, reszta została wysłana na śmierć. W Sobiborze Autorka była odpowiedzialna za produkowanie skarpet.
Następnie Autorka opisała pobieżnie rok 1942. W kwietniu do obozu przybyli Żydzi z Czechosłowacji.
Kolejna część relacji stanowi opis obozu pracy w Sobiborze. Autorka bardzo dokładnie zrelacjonowała rozkład budynków, wspomniała imiona i nazwiska wybranych osadzonych, większości strażników i nadzorców. Opisała też warunki życia i kary – za większość przewinień groziło dwadzieścia pięć rózg. Osobna sekcja relacji dotyczy tego skąd do obozu przyjeżdżały transporty i co działo się z przywożonymi ludźmi. Autorka uważała, że liczba ofiar tylko obozu w Sobiborze mogła sięgać dwóch milionów, napomknęła jednak, że brała udział w uroczystościach, w czasie których mówiono o jednym milionie ofiar, dlatego nie jest pewna ile osób straciło w nim życie.
Tekst kończą informacje o próbie partyzanckiego napadu na obóz, nieudanego lecz dającego więźniom wyobrażenie o tym, że fakt ich istnienia nie został zapomniany przez bojowników. Autorka dodała, że osadzeni nie wiedzieli kto dokonał ataku, ale byli wdzięczni za próbę i zawiedzeni niepowodzeniem. Atak ten stał się jednym z przyczynków wybuchu buntu więźniów. Kobieta brała w nim udział i dość szczegółowo zrelacjonowała jego przebieg. Z relacji wynika, że była jedną z osób, którym udało się zbiec. Nie zapisała jednak jak i gdzie przeżyła do wyzwolenia. Brak także relacji o losie innych uciekinierów.